Szanowni Państwo,
Pierwszy raz byłem w Państwa restauracji w początkach lipca tego roku. Byłem zachwycony i napisałem entuzjastyczną recenzję na swoim blogu o nazwie „Savoir vivre i nowa klasa średnia” („ Ach te polskie restauracje”, 8 lipca: https://krajski.wordpress.com/2018/07/08/ach-te-polskie-restauracje/).
W niedzielę 19 sierpnia odwiedziliśmy ze znajomymi Lublin, między innymi po to by obejrzeć stoiska Jarmarku Jagielońskiego. Chcieliśmy z żoną w sposób szczególny ugościć znajomych. Dobre doświadczenia z Państwa restauracji spowodowały, że wybrałem właśnie „Armenię” Obecność na Starym Mieście nieprzebranych tłumów skłoniła mnie do zarezerwowania czteroosobowego stolika na 15,00. Obsługa była tak profesjonalna i miła jak w lipcu. A potem zaczął się horror i stres.
W tym momencie muszą dokonać jednej uwagi. Jeśli zapraszamy kogoś do restauracji odpowiadamy za wszystko (jakość obsługi, potraw, wszelkie inne czynniki i sytuacje). To tak jakbyśmy kogoś zaprosili do własnego domu. Stąd podręczniki savoir vivre czy etykiety biznesu zalecają, byśmy niczego w tej restauracji nie krytykowali, a gdy zdarzy się coś, co zasługuje na naganę rozmawiać o tym z personelem w taki sposób, by nasi goście o tym się nie dowiedzieli.
Zamówiłem Akroszkę (chłodnik kaukaski). Zupa była wyśmienita. Potem jedną dla wszystkich Tołmę czyli małe gołąbki w liściach winogron. Były wyśmienite, ale jakieś wyjątkowe małe i porcja była wyraźnie mniejsza niż w lipcu. Następnie zamówiłem zestaw dla dwóch osób (Szaszłyki ormiańskie, kebaby, sałatka ormiańska, kartoszki z ziołami oraz talerz lawaszów). Kelner (jak to żona określiła „przystojniak”) powiedział, że nie ma tej potrawy. Zamówiłem w to miejsce Chorovac („Szaszłyk wieprzowy (karkówka) podawany z lawaszem, ziołami, serem i smażonymi ziemniakami”) i kebab ormiański („Kebab z mięsa mielonego z lawaszem, sałatką z ziołami i serem, i smażonymi ziemniakami”). Kelner zapytał: „Kebab ma być wołowy czy cielęco-jagnięcy”. Powiedziałem: „Cielęco-jagnięcy”.
Kelner przyniósł potrawy. Gdy je zobaczyłem doszedłem do wniosku, że popełnił jakiś błąd i zapytałem: „co to są za potrawy?”. Odpowiedział: „Chorovac i kebab cielęco-jagnięcy”. W tym momencie moi goście zaczęli je jeść. Jako Chorovac został podany duży kawałek wygotowanej karkówki, a jako kebab cielęco-jagnięcy dwie „spiralki” z białej cienkiej kiełbaski nabite na drewniane patyczki (takie jakie gotowe sprzedają w supermarketach). Przestraszyłem się, że moi goście się zorientują i będzie moja wielka wpadka, ale wyraźnie nie zauważyli, że coś jest nie tak. Byli w szampańskich humorach, popijali obficie wino z granatu, zauroczyła ich atmosfera lokalu, sympatyczna i profesjonalna obsługa i egzotyczne i smakowite sałatki.
Odetchnąłem, ale poczułem się też koszmarnie. Nigdy nic takiego w życiu mi się nie przytrafiło. Nikt nigdy tak mnie nie potraktował.
Rozumiem, że kiedy jest w Lublinie Jarmark Jagieloński może zabraknąć wielu potraw w restauracjach znajdujących się przy tym jarmarku (chociaż nie powinno: trzeba się na taki jarmark odpowiednio przygotować). Wtedy jednak się o tym mówi.
I w ty m miejscu zwracam się z następującymi pytaniami do właścicieli restauracji „Armenia”:
Jak Państwo myślą czy jak będę ponownie w Lublinie (a odwiedzam to miasto często) to czy zaprowadzę swoich gości do restauracji „Armenia”?
Jak Państwo myślą czy jak będę ponownie w Lublinie udam się na obiad do restauracji „Armenia”?