Normy podstawowe: savoir vivre w szkole – czapki w szkole

Problem ten wywołał pan M. T.: „Zwracam się do Pana o poradę w następującej sprawie:
– w szkole podstawowej, do której uczęszcza mój syn, nauczyciele mają problem z uczniami, którzy nie zdejmują po wejściu do szkoły czapek z daszkiem, typu full cap, dodam, specjalnych, bo tzw. markowych, noszonych zgodnie z modą młodzieżową, najczęściej z logo drużyny futbolu amerykańskiego. W regulaminie szkolnym nie ma zakazu noszenia czapek, jest jedynie następujący wymóg: <>. Dla wielu z nich noszenie modnego, starannie dobranego, czystego, stroju, składającego się m.in. z wyprasowanej koszuli, odpowiednio dobranej kolorystycznie czapki i spodni, to szczyt dbałości o schludny wygląd i całkowite spełnienie rygorów szkolnych. Nie dają się nabrać na różnego rodzaju ogólniki zawarte w regulaminach szkolnych, typu <> lub <> – bo dla nich czapka nie jest ubraniem wierzchnim lecz osobistym wyróżnikiem, który może, a wręcz powinien być noszony zarówno w domu, jak i na dworze. Nie zdejmują go nawet podczas posiłków. Nie rozumieją uwag nauczycieli, że noszenie czapki w szkole nie jest zachowaniem świadczącym o dobrym wychowaniu i wskazują na brak odpowiedniego zakazu w regulaminie szkoły.
Uczniowie spełniają każdorazowo polecenia nauczycieli, ale następnego dnia sytuacja się powtarza. Łatwiej oczywiście nauczycielom wyegzekwować zdjęcie czapek w samej klasie, w której wisi krzyż i godło Polski, choć argument, że noszenie czapki na głowie w klasie oznacza brak szacunku do symboli ważnych dla innych osób oczywiście nie przekonuje uczniów, ale w tej sytuacji po prostu działa przymus wypełniania poleceń nauczyciela.
Przeszukując Państwa stronę internetową, nie znalazłem odpowiedzi na pytanie, jak przekonać młodzież do nieużywania czapek na terenie szkoły. Wydaje się, że bez zmiany w regulaminie lub specjalnego zarządzenia dyrekcji pod rygorem np. obniżenia oceny ze sprawowania nie da się skutecznie egzekwować szanowania dobrych zwyczajów, które z pokolenia na pokolenie zanikają. Zwyczaj noszenia czapek z daszkiem wśród młodzieży był i będzie, ale obecnie napędzany jest przez producentów znanych marek, którzy działają podobnie jak producenci innych gadżetów, nastawieni na zysk, przy okazji przyczyniając się do psucia dobrych obyczajów. Wygląda na to, że noszenie czapek jest elementem pseudo-subkultury młodzieżowej kreowanej przez koncerny odzieżowe.
Takie czapki są oczywiście drogie, uczniowie mają ich po kilka sztuk, aby odpowiednio dopasować do reszty aktualnie noszonego stroju. Ich posiadanie oznacza więc często także wysoki status materialny ucznia, co jeszcze bardziej urąga zasadom, które by chciała promować szkoła. Ponieważ nasza szkoła jest płatna, problem różnic materialnych jest w szkole pomijany, gdyż prawie wszyscy uważają, że nie ma wielkich różnic w statusie materialnym pomiędzy uczniami. Być może należałoby porozmawiać z rodzicami każdego z uczniów, którzy nie zdejmują czapki w szkole, może do niektórych z uczniów dotrze lepiej rodzic niż nauczyciel. Jednakże młodzież jest inteligentna i potrzebuje argumentu ‚prawnego’, a jednocześnie wrażliwa, tzn. wg mnie nie wchodzi w grę obśmianie, wyszydzenie tego zwyczaju, gdyż zarówno rodzice, jak i większość nauczycieli nie zgodzi się na taką metodę jako sprzeczną z wartościami, jakie promuje szkoła.
Rozmawiałem o tym problemie z synem, który także nie rozumie tego niepisanego zakazu noszenia czapki w szkole i w ogóle we wnętrzach, narażając się na krytyczne uwagi nauczycieli. Zdaje się, że tylko zmiana regulaminu szkolnego wpłynie na zmianę jego postępowania, tym bardziej, gdy oświadczył, że jeden z najmłodszych wiekiem nauczycieli też chodzi w czapce po szkole. Jeśli nie ma lepszego rozwiązania niż zmiana szkolnego regulaminu, to ważne jest wiedzieć, jak odpowiednio sformułować nowe, odpowiednie do potrzeb, postanowienie w regulaminie, aby było nie tylko czytelne, ale aby było akceptowane przez uczniów. Dość dokładnie przewertowałem różnego rodzaju dokumenty dostępne na stronach internetowych rożnych szkół i niestety jak dotąd nie znalazłem żadnego przepisu, który by dotyczył zakazu noszenia czapek w szkole.
Różnego rodzaju poradniki dot. savoire vivre’u także nie rozwiewają moich wątpliwości. Np. są zalecenia specjalistów, aby zdejmować nakrycia głowy w miejscu publicznym np. na korytarzu, o ile np. prowadzi się z kimś rozmowę, wita itp., ale podczas poruszania się w publicznej, zamkniętej przestrzeni już nie. Ponadto trzeba by rozstrzygnąć, w tym przypadku za uczniów, co stanowi nakrycie wierzchnie, a co nie. Dla najmłodszego pokolenia to wcale nie jest oczywiste.
Czy może Pan poradzić naszej szkole, jak powinien brzmieć odpowiedni przepis, który powinien być wprowadzony do szkolnego regulaminu, aby był zgodny z zasadami savoire vivre’u?”.

Powyższy list wręcz mnie przeraził. Jest on dowodem na to, że w społeczeństwie polskim, szczególnie wśród młodych (i to nie tylko nastolatków; w liście jest mowa o nauczycielu, który chodzi w czapce po szkole) zanika podstawowa kulturowa i obyczajowa świadomość i wrażliwość.
Problem zdejmowania nakryć głowy przez mężczyzn przy wejściu do pomieszczeń i bezwzględny nakaz dla mężczyzn przebywania w pomieszczeniach bez nakrycia głowy to jedne z najbardziej podstawowych standardów europejskich i polskich, traktowany jako oczywisty (tak jak np. takie standardy jak: nie wolno w towarzystwie puszczać bąków i bekać; nie wolno w obecności innych pluć na podłogę; nie wolno podczas rozmowy, szczególnie z ważną osobą, trzymać rąk w kieszeniach; nie wolno dotykać osób, z którymi nie jesteśmy blisko zaprzyjaźnieni; nie wolno używać słów wulgarnych; nie wolno oddawać moczu na oczach innych itp., itd.).

Przebywanie przez mężczyznę w pomieszczeniu w nakryciu głowy (jeśli nie jest on mundurowym na służbie) jest znakiem skrajnego lekceważenia nie tylko norm obyczajowych i savoir vivre, ale również jest w kulturze europejskiej znakiem skrajnego lekceważenia instytucji, w której się znajduje (w tym wypadku szkoły) oraz osób znajdujących się w tym pomieszczeniu (w tym wypadku uczniów i nauczycieli).

Przebywanie w pomieszczeniu przez mężczyznę w nakryciu głowy jest odczytywane również jako brak ogłady, wręcz nieokrzesanie lub jako manifestacja pogardy dla europejskich norm cywilizacyjnych.

W przyszłości więc uczniowie, przyzwyczajeni do niezdejmowania nakrycia głowy w pomieszczeniach, mogą mieć z tego powodu poważne kłopoty i trudności w poruszaniu się w dorosłym życiu i karierze (przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka). Mogą przy tym nie zdawać sobie sprawy, co jest powodem tego, że są odrzucani.

Podręczniki savoir vivre czy etykiety biznesu rzadko poruszają ten problem, uznając jego rozwiązanie za oczywiste (tak jak nie znajdziemy w żadnym podręczniku informacji, że np. przy stole nie można puszczać bąków).
Można jednak znaleźć podręczniki, w których jest to opisane. Taką pracą jest np. „Encyklopedia dobrych manier według Henryka Ryszarda Żuchowskiego” – Lublin 2003 (H. R. Żuchowski jest poważnym autorytetem z zakresu savoir vivre w Polsce).

Czytamy tam: „Mężczyzna zdejmuje nakrycie głowy, gdy kogoś pozdrawia, wchodzi do pomieszczenia, w czasie rozmowy, gdy interlokutor jest bez kapelusza (czy czapki – dop. S. K.), przed świątyniami i w czasie grania hymnów”. (s. 102-103).

Proponowałbym wprowadzenie do regulaminu szkoły następującego (lub podobnego) zapisu:
Celem szk
oły jest również przygotowanie młodzieży do funkcjonowania i kariery w instytucjach samorządowych, państwowych i w biznesie, również instytucjach i firmach o najwyższym prestiżu. W związku z tym szkoła wdraża młodzież w zachowania właściwe dla savoir vivre, etykiety biznesu i protokołu dyplomatycznego, przekazując im ogładę i dobre maniery, bez których kariera jest dziś często niemożliwa. Kwestie sporne mogące pojawiać się w tej perspektywie, będą rozstrzygane poprzez odwołanie się do podręczników savoir vivre, etykiety biznesu, protokołu dyplomatycznego oraz poprzez odwołanie się do osób kompetentnych (takich jak np. osoby zajmujące się szkoleniami w tym zakresie, osoby będące na kierowniczych stanowiskach w poważnych instytucjach i firmach, np. ministerstwo, bank, dyplomata itp.). W naszej szkole nie będziemy, dla dobra uczniów, w imię ich przyszłości i kariery w dorosłym świecie, wyrażać zgody na zachowania utrwalające postawy sprzeczne, szczególnie w sposób drastyczny, z savoir vivre, etykietą biznesu i protokołem dyplomatycznym.

Korekta: Anna Łuczkiewicz

Ten wpis został opublikowany w kategorii Filozofia savoir vivre, W szkole i na uniwersytecie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

17 odpowiedzi na „Normy podstawowe: savoir vivre w szkole – czapki w szkole

  1. Martin pisze:

    Skoro to jest szkoła prywatna to czy nie możecie zorganizować np. spotkań z osobami zajmującymi się szkoleniami SV. O wiele łatwiej jest zaakceptować zasady, które się rozumie tj. wie jaki jest ich sens i dlaczego powinny być respektowane.

  2. Paweł Daniluk pisze:

    Szanowny Panie Doktorze,

    powyższy wpis przypomina podstawy, ale niestety nie daje praktycznych wskazań, jak posługiwać się kapeluszem. Sam lubię kapelusze i chciałbym je częściej nosić, ale będąc jedyną w okolicy osobą posiadającą nakrycie głowy mam świadomość, że jeżeli moje zachowanie nie będzie hiperpoprawne, lepiej byłoby kapelusza wcale nie mieć. W związku z tym prosiłbym o wyjaśnienie następujących kwestii:

    1. Czy nakrycie głowy zdejmujemy w środkach transportu miejskiego np. w metro?
    2. W którym momencie należy zdjąć kapelusz wchodząc do galerii handlowej, urzędu lub budynku biurowego? Czy od razu w lobby, wchodząc do windy, na właściwe piętro, do odwiedzanej firmy lub instytucji?
    3. Jak należy nosić kapelusz w ręce, aby nie wyglądał na przedmiot z którym nie wiemy co zrobić?
    4. Czy należy zdjąć kapelusz podczas rozmowy odbywającej się na zewnątrz w towarzystwie, w którym część osób kapelusze ma? Co jeżeli kapelusze mają kobiety, niektórzy mężczyźni są bez?

    Z góry dziękuje za odpowiedź.

  3. Michał O. pisze:

    A ja uważam, że nie ma sensu wprowadzać dodatkowych przepisów do regulaminu szkolnego. Uczniów z nauczycielami łączy szczególny stosunek władztwa zakładowego, tj. władztwo zakładu administracyjnego. Oznacza to, że nauczyciel ma prawo wydawać polecenia i je egzekwować, jeśli ma to na celu szeroko pojęte dobro ucznia.

    Pozwolę sobie zasugerować zmianę podejścia do uczniów. Nauczyciel nie ma obowiązku tłumaczenia sensu swoich poleceń, jeżeli nie uzna tego za wskazane ze względu na cel wychowawczy, który zamierza w ten sposób osiągnąć. Tłumaczenie im takich rzeczy nasuwa skojarzenia z traktowaniem uczniów jak partnerów. Ale skoro takie normy nie są dla nich oczywiste, oznacza to, że nie dorośli do bycia partnerami dla ludzi dorosłych.

  4. Jan Traczyk pisze:

    W rzeczy samej, problem jest. I to bardzo poważny. Mnie również (a na pewno i wiele innych osób) przeraża całkowity brak ogłady wśród młodszej części społeczeństwa. Co gorsza, podobne zjawiska można również coraz częściej obserwować wśród osób, którym, mówiąc ładnie, maluje się na twarzy dostojeństwo (niestety coraz częściej to tylko pozory). Awantury w tramwajach wśród osób starszych, wyzywanie od chamów, staruchów, durnych bab itp, to coraz bardziej popularne sytuacje.
    Dzisiejsze społeczeństwo lansuje postawy lekceważenia jakichkolwiek zasad, jako „bezsensownych”, „ograniczających wolność i swobodę”. Jeśli bohaterowie większości filmów nadawanych w telewizji występują w nich ubrani w łachmany, a na wszystkich filmach amerykańskich opowiadających o latach 50-60 mężczyźni noszą kapelusze bez przerwy, bez względu na okoliczności, nawet w gabinetach przełożonych, a nie mówmy o tym, co dzieje się w dzisiejszych produkcjach (a przecież Stany to dzisiaj wzorzec dla młodych europejczyków), to nie dziwmy się, że takie rzeczy się dzieją. Nie ma już prawie żadnych autorytetów, na których można by się oprzeć w kwestiach manier i właściwego zachowania, młodzieży brak przykładu. W telewizji wszyscy pajacują i ubierają się jak papugi. Książek młodzież nie czytuje, bo przecież lepiej obejrzeć telewizję albo zagrać na komputerze. Rodzice też rzadko kiedy zwracają uwagę na mniej oczywiste kwestie niż to, aby, jak napisał Pan Doktor, „nie puszczać bąków przy stole”.
    Zdziczenie społeczeństwa postępuje. Uderza to nie tylko w same wartości i normy, ale również w tych, którzy próbują ich bronić, czy choćby po prostu samemu przestrzegać. Osobiście, jako człowiek młody, ale, powiedzmy, nieco mniej zdziczały, próbuję przestrzegać przynajmniej podstawowych zasad i często miewam z tego powodu różne nieprzyjemności. Za uchylanie nakrycia głowy przy powitaniu jestem regularnie wyśmiewany. Przy wychodzeniu z domu w marynarce i krawacie na okazje mniej uroczyste niż egzamin regularnie wysłuchuję opinii rodziców, że „środowisko się na mnie zemści”. Próby pokazania się na mieście w zestawie koordynowanym kończą się pytaniami od wszystkich napotkanych znajomych „gdzie idę, że w garnitur wystrojony”, a założenie kapelusza nieraz wywołuje komentarze wśród przechodniów „Żyd! Żyd!”. Używając ładnego, greckiego słowa: paranoja.
    A same zachowania młodzieży bywają tak zaskakujące, że zdarza mi się zaniemówić. Na przykład. Stoję z dwoma znajomymi i prowadzę rozmowę. Trwa moja wypowiedź, trzy, cztery zdania, nie więcej. W pewnym momencie dzwoni telefon jednego z moich towarzyszy. Ten bezpardonowo wyjmuje telefon, ucisza mnie energicznym przyłożeniem palca do ust i zaczyna konferencję telefoniczną.
    Niestety, takich zachowań jest coraz więcej.

  5. Marcin pisze:

    Szanowny Panie,
    jeszcze przed tym wpisem chciałem powrócić do wielokrotnie poruszanego tematu edukacji, a konkretnie studiów. To, że egzaminy są coraz prostsze, kadra naukowa coraz bardziej toleruje, a nawet sama reprezentuje bylejakość itd. jest raczej wiadome.

    Jednak na ostatnim egzaminie doszło do czegoś zupełnie sprzecznego z całą „filozofią” nauczania. Wykładowca, swoją drogą lubiany i dość „profesjonalny”, zaproponował +1 punkt za oddanie mu ściąg przed egzaminem. Zebrał ich kilka… Logiczna interpretacja – wynagrodzenie za przyznanie się do zamiaru oszukiwania. Z osoby zamierzającej ściągać i nieściągającej o tej samej, granicznej liczbie punktów (50%) zda egzamin ta, która zamierzała ściągać.

    Dla mnie, student złapany na ściąganiu, może nie za pierwszym razem, ale za drugim, na pewno trzecim powinien być wyrzucany z uczelni. Wykładowcy mają pełną świadomość, że studenci ściągają (na każdym egzaminie czy kolokwium w samym moim otoczeniu widzę dużo takich osób), straszą niezdanym egzaminem, ale gdy przychodzi co do czego – dziesiątki razy upominają ściągających (patrzących na prace innych), ewentualnie przesadzą lub odejmują punkty… Mniej lub bardziej świadome promowanie cwaniactwa i kombinowania. Ściąganie jest niewyobrażalnie powszechne. Znam osoby, które prawie wszystko zdają w ten sposób.

  6. Martin pisze:

    Pozwolę się nie zgodzić z tezą że nie należy tłumaczyć sensu wydawanych poleceń. Jaki będzie sens gdy może i uczniowie nie będą nosić czapek w szkole ale będą robić to w innych miejscach? Sensem nauczania jest uczenie a nie ślepe nakazywanie.

  7. czytelnik pisze:

    Szanowny Panie Doktorze,

    Mówił Pan swego czasu,że dopuszczalne jest przyjęcie dostawcy pizzy w szlafroku. Czy jednak kultura nie zobowiązuje choćby wyciszenia muzyki, która może być uznana za obraźliwą? Pytam,bo sąsiedzi dostarczali pizzę i na caly głos puszczona była piosenka „Facet to świnia”-a pizzer był mężczyzną. Młode imprezowiczki jeszcze podśmiewały się, że to o nim.

  8. krajski pisze:

    Odpowiem po niedzieli.

  9. Michał O. pisze:

    Też się z tak postawioną tezą nie zgadzam. Jakkolwiek teza, którą ja postawiłem brzmi inaczej. Pozwolę sobie wyłuszczyć ją ze swojej wypowiedzi „Nauczyciel nie ma obowiązku tłumaczenia sensu swoich poleceń, jeżeli nie uzna tego za wskazane ze względu na cel wychowawczy, który zamierza w ten sposób osiągnąć.”

  10. sylwester pisze:

    Muszę zgodzić się z każdym słowem. To czego jednak nie potrafię sobie przyswoić, to dlaczego kobiety, nie tylko mogą, ale są namawiane, do noszenia kapeluszy w pomieszczeniach, w miejscu pracy. Odpowiedź, że „tak już jest bo takie są ustalone normy”, jest jednak niesatysfakcjonująca. Abstrahując już zupełnie od tego, że w czasie gdy te normy się formowały, kobiety z towarzystwa nie pracowały zawodowo.

  11. sylwester pisze:

    Zawsze gdy słyszę takie postulaty „(…) nie musi tłumaczyć swoich poleceń”, to zadaję sobie pytanie – czy to uczniowie, czy jednal nauczyciel nie dorósł do partnerstwa.

    Przy okazji. Autor bloga trafnie zaproponował, by szkoła przygotowywała do późniejszego życia zawodowego. Zaproponowana przez Pana Michała O. forma zarządzania – Tayloryzm i to w zwulgaryzowanej postaci – stosowany jest obecnie jedynie w sieciach fast-food. Pozostałe dzisły gospodarki stosują zupełnie inne metody, oparte ma szacunku, otwartości i zaangażowaniu. Tego trzeba uczyć dzieci.

  12. Lacek pisze:

    Może należało profesorowi powiedzieć coś co można streścić: „proszę o dwa punkty, bo ja nie zamierzałem ściągać”. W odpowiedniej formie rzecz jasna i sprzyjających okolicznościach.

    Natomiast dzieje się jak się dzieje, bo wszyscy muszą mieć maturę i wyższe wykształcenie (w pierwszym przypadku do niezadowolony wyborca, w drugim – brak pieniędzy dla uczelni).

  13. Lacek pisze:

    U mnie, w szkole prywatnej, gdy byłem jej uczniem takie spotkania były. Dotyczyły jedynie absolutnych podstaw techniki jedzenia.

  14. dude pisze:

    Co do punktu pierwszego to sam kiedyś o to pytałem na tym blogu. Otrzymałem odpowiedź, że nie ma takiego obowiązku.

  15. yennefer pisze:

    Szanowny Panie Doktorze,
    Jestem rodzicem pięciolatków. Przedszkole kilka razy w roku organizuje występy dzieci na różne okazje. W zespole szkolno-przedszkolnym, do którego uczęszczają moje dzieci jest organizowany tzw. dzień rodziny. Występują wszystkie dzieci, a organizatorami są panie przedszkolanki i pan uczący tańca.
    Ostatni występ mnie przeraził. Tzw. Program artystyczny składał się z kilku piosenek , do których dzieci tańczyły. Piosenki te to między innymi …a ona tańczy dla mnie… i gangnam style… jeśli w ogóle dobrze przytaczam. Byłam zażenowana. Piosenki głupawe, prostackie i bardzo jasnym podtekście. Wymieniliśmy, z mężem porozumiewawcze spojrzenia zastanawiając się głośno kto mu to autoryzował (panu od tańca).
    Zastanawialiśmy się jak będziemy naprawiać w domu tego typu historie, bo to bardzo utrwala się w małych głowach.
    Na tym jednak się nie skończyło. Wczorajsza sobota ujawniła iż pani dyrektor zespołu szkolno przedszkolnego bierze udział w sprowadzaniu do szkoły różnych „wodzirejów” którzy prowadząc jakąś – chyba sportową imprezę – posługują się dokładnie taka samą muzyką. Domyślam się, że – szczególnie do rywalizacji sportowej i wśród młodzieży na da się posłużyć czymś choćby na średnim poziomie ale dlaczego musi to być aż tak głupie?
    Wiem już z własnego życia, że pewne zainteresowania mijają jak grypa, ale ta bylejakość w szkole jest tak wszechobecna, że nie ma w szkole żadnego miejsca wolnego od tandety.
    Zastanawiam się czy mam za każdym razem pisać pismo do dyrekcji szkoły z opisem czego sobie nie życzę w edukacji moich dzieci? Mając już informacje o różnych szkołach wiem, że nie ma znaczenia czy jest to nauka publiczna czy prywatna. Każde miejsce ma swój problem.

  16. Aleksander pisze:

    Szanowny Panie Doktorze,
    Powyższy wpis skłonił mnie do rozważenia sytuacji, w której sam mógłbym się znaleźć. Załóżmy, że młody mężczyzna, będący uczniem lub studentem zachoruje i w wyniku choroby, lub też jej leczenia utracił część włosów, bądź ma nieestetyczne prześwity na głowie. Czy jest w dalszym ciągu nietaktem, gdy osoba taka uczestniczy w wykładzie z jakimś nakryciem głowy, np chusteczką, które zakrywałoby braki włosów? Jeśli tak, to co należałoby w takiej sytuacji poczynić, by nie musieć prezentować chwilowej łysiny, a jednocześnie nie uciekać się do używania, często sztucznie wyglądających peruk?

  17. krajski pisze:

    Odpowiem niebawem.

Dodaj komentarz