Spotkałem szczęśliwych Niemców

Najważniejsi w świecie savoir vivre są ludzie. Powinni być wspaniali, nieszablonowi, ciekawi, głębocy w swoim człowieczeństwie. W złotej Dolinie spotkałem wielu ludzi o fantastycznych, przedziwnych życiorysach. Kilka z nich przedstawię ( w kolejnych wpisach), bo są ważne z punktu widzenia savoir vivre.

Powiem inaczej: w Dolinie nie spotkałem nikogo, kto miałby „normalny” życiorys. Wyjątkiem nie jest tu nasz gospodarz, „król doliny” – Don Tomaso czyli Ksiądz Tomasz Jochemczyk. Jeszcze stosunkowo niedawno był barmanem w nocnym klubie z prostytutkami i dziewczynami tańczącym na rurach w Zakopanem. O północy pewnego dnia poprosił szefa, by go zwolnił na 15 minut, bo chciał zobaczyć, tak z ciekawości, słynną figurę Matki Bożej Fatimskiej, która przybyła do Sanktuarium na Krupówkach. W kościele spędził ostatecznie na modlitwach całą noc. Nad ranem poczuł powołanie. Nie wrócił już do pracy. Wstąpił do seminarium. Jego droga do kapłaństwa była bardzo długa (10 lat) i trudna. Przemierzył cały świat w poszukiwaniu odpowiedniej formacji. Był w Niemczech, Austrii, Bułgarii, USA i trzech diecezjach we Włoszech. Biskup Ligurii przyjął go jak syna i po roku wyświecił na kapłana i dał mu 4 parafie zaraz po święceniach. Z jego historią można zapoznać się w wywiadzie-rzece, który w formie książki wydał mój syn Michał Krajski. Ja zetknąłem się z księdzem wiele lat temu. Zwrócił się do mnie z prośba o opiekę nad jego pracą magisterską. Potem zniknął mi z oczu. Zetknęliśmy się znowu w zeszłym roku. Ksiądz jest „fanem” savoir vivre i „urodzonym” liguryjczykiem (zachowuje się tak jakby się tu urodził – taka ma osobowość, życiową radość, charakter).
Pewnego dnia wsadził moją żonę i mnie do samochodu (zostawiając nasze pełnoletnie dzieci) i powiózł w nieznane. Najpierw wjechaliśmy serpentynami na górę, na której znajduje się miasto Valloria. Stamtąd polną, wąską drogą wijącą się nad przepaściami jechaliśmy ok. 5 km w tempie 5-10 km na godzinę. Gdy tą drogą wiózł nas potem miejscowy arystokrata (jechał nią pierwszy raz) po jakiś dwóch kilometrach zatrzymał się blady nad kolejną przepaścią, chwilę się uspakajał regulując oddech wreszcie powiedział po polsku „bardzo gówno” (świadczy to o znacznych emocjach). Droga dochodzi do małego kościółka. Stamtąd idzie się już około kilometra piechotą skalną półką wśród oliwnych gajów. I nagle przed oczami wyrasta rajski ogród, coś takiego z najpiękniejszych snów. Leży blisko szczytu na ostrym zboczu bocznej doliny. Mieszka w nim niemiecka rodzina.

Z tego co zrozumiałem ich historia wyglądała mniej więcej tak. Pewnego dnia skończyli studia i pojechali w podróż poślubną do Włoch. Mieli znajomych w Złotej Dolinie i postanowili ich odwiedzić. Zjedli u znajomych obiad, usiedli ze szklankami wina na tarasie i patrząc na Dolinę złożyli sobie ślubowanie, ze już nigdy jej nie opuszczą. Zlikwidowali wszystkie sprawy w Niemczech. Mieszkają w Dolinie od 30 lat. Tutaj urodziły i wychowały się ich dwie córki.
Ich posiadłość obejmuje kilka ogrodów (nie mogłem się doliczyć) – półek skalnych o długości ok. 200 metrów i szerokości do 3 metrów). Do ich posiadłości wchodzi się na poziomie przedostatnim od góry. Na końcu ogrodu jest dom. W tym ogrodzie, przyjmują gości. W tym ogrodzie wchodzi się na trzeci poziom głównego domu, do… łazienki. Łazienka jest olbrzymia, dwie jej ściany stanowią lite skały. Na środku jest kamienny krąg. Obok wielki kominek. Stojąc na kręgu gospodarze biorą prysznic. Prysznic przytwierdzony jest do skały, ale nie za bardzo go widać, bo skała w tym miejscu obrośnięta jest roślinami. W łazience rośnie drzewo. Jego korona znajduje się w sypialni piętro wyżej. Z łazienki wchodzi się do sypialni krętymi schodami. Sypialnia ma własny ogród. Znikąd jej nie widać. Jej ściany i sufit są ze szkła. Gospodarze leżąc w łóżku widzą rozgwieżdżone niebo, lasy, miasteczka w dole i miasto Imperia oraz morze oddalone od ich posiadłości o15 km. Z łazienki jest też wejście do kuchni i na mały opasający dom balkonik i tarasik. Piętro niżej jest prawdopodobnie salon i pokoje dzieci (nie byłem tam)z wyjściem na wielki widokowy taras i z wyjściem do kolejnego ogrodu. Kilka ogrodów niżej jest drugi dom, który jest pracownią i biblioteką gospodarza (jest, podobno znanym, psychologiem). Ten dom ma swoje ogrody.
W ogrodach Niemcy posadzili rośliny i drzewa z całego świata. Są tam palmy, kaktusy, drzewa figowe i pomarańczowe, wielkie krzaki ziół. Sporo jest drzew avocado, kako, fig.
Siedzieliśmy przy stole w jednym z ogrodów i popijaliśmy z Niemcami czerwone wino i zagryzaliśmy oziębionymi w zamrażalniku figami i winogronami podziwiając fantastyczny widok. Nad przepaścią siedział kot-wariat i cały czas wpatrywał się w morze (to, jak twierdzą gospodarze, jego ulubione zajęcie).
Niemcy powiedzieli, że są tu szczęśliwi i nigdy nie zamierzają opuścić Złotej Doliny.

Zrobiłem kilka zdjęć. Zdjęcia zawsze robiłem je w pospiechu (są kiepskie, a może po prostu fotografia nie może tego oddać)) mając takie przeświadczenie, że robiąc je marnuję czas i tracę coś ważnego.

wejście do domuWejście do ogroduwejscei do domu 2Łazienkakuchnia 1kuchnia xtarasiktaras

pracownia gospodarzapracowniahamakkot 2leżankaSt ólAvocadofigiKaktuspalmapigwaziołazioła 2Zioła 3ogród 1ogród 2ogród 3ogród 34ogród 35ogród 45ogród 46ogród 56ogród 78ogród 88ogród 89ogród cogród xWidok z ogrodu 1widok z ogrodu 2widok z ogrodu 3widok z ogrodu 4

Ten wpis został opublikowany w kategorii Złota Dolina. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Spotkałem szczęśliwych Niemców

  1. Poet pisze:

    Zastanawia mnie zwyczaj montowania krat w oknach w krajach południowej Europy. Czyżby włamania były tak powszechne? Bo te kraty psują estetykę nieraz bardzo ciekawych budynków.

  2. Przypuszczam, że to jest kwestia obyczaju. I tak np. w Złotej Dolinie budowano miasta tak, anie inaczej i w takich a nie innych miejscach ze względu na piratów morskich, którzy napadali często na miejscowości położone do 30 km od morza.

Dodaj komentarz