Jeszcze raz o paleniu

Temat ten wywołał Pan Kazimierz Karol Krynicki pisząc: „Piszę ten komentarz, aby prosić Pana o opisanie tematu szeroko rozumianego palenia, zaznaczając, że głównie chodzi mi o papierosy. Mianowicie, przeczytawszy kilka pańskich wpisów na temat palenia, odkryłem, że istnieje znacznie więcej perspektyw spojrzenia na to zagadnienie, poza uproszczonym schematem papierosy-nałóg vs. zdrowie. W związku z tym, że w jednym ze swoich wpisów, które miałem okazje przeczytać, przyznał Pan, iż jest pan osobą palącą, chciałbym, aby opisał Pan, w formie szerszego komentarza, całościowo problem palenia papierosów (i nie tylko papierosów) zgodnie z duchem savoir-vivre, ale także z pańskim osobistym interpretowaniem tego zjawiska. Jako palacz przyzna Pan z pewnością, że palenie papierosów niejednokrotnie w życiu każdego człowieka, głównie palącego ale nawet także u niepalącego, było powodem do refleksji – zdrowotnych, moralnych czy kulturowych, dlatego też chciałbym, aby w klarowny i syntetyczny sposób wyłożył Pan kwestię palenia oraz całą związaną z nim otoczkę w zgodzie z dobrymi manierami, ale także z pańskim, subiektywnym odczuciem i postrzeganiem tego zjawiska”.

Temat ten zawsze wywołuje emocje i ostre reakcje niektórych czytelników. Pomimo to wielokrotnie go podejmowałem. Na mojej stronie internetowej jest wiele materiałów na ten temat
(por. http://www.savoir-vivre.com.pl/?17.-papierosy-falki-cygara-tabaka,473 ).
Pisałem też na ten temat na blogu ( pięć materiałów można obejrzeć po naciśnięciu kategorii „palenie). Nie chciałbym zatem się powtarzać.

Można tylko jeszcze raz, i może trochę inaczej podkreślić co następuje.

Po pierwsze, w samym paleniu papierosów, cygar itd. nie ma nic zdrożnego tak jak nie ma nic zdrożnego w piciu wina czy koniaku. Zawsze palono papierosy i cygara w specjalnych palarniach w świecie savoir vivre.

Po drugie, problem zaczyna się oczywiście wtedy, gdy ktoś przesadza, ale jeżeli efekty tej przesady nie rzutują bezpośrednio na niepalących nie ma problemu. Nikt nie ma prawa wtrącać się do życia drugiego człowieka czy pouczać go jak ma żyć, co ma robić, a czego nie. Nikt też w żadnej perspektywie nie może kogoś zmuszać do tego, by coś robił czy czegoś nie robił, bo to jest w żaden sposób nieprawomocne ograniczenie czyjejś wolności. Nie można zatem również zmuszać palacza, by nie palił.

Po trzecie, nikomu nie wolno zatruwać życia czy sprawiać przykrości. Nie wolno też nękać palaczy ciągłymi negatywnymi uwagami na temat palenia tak jak w żadnym wypadku nie można nękać grubasów za to, że są grubi lub gaduł za to, że lubią sobie pogadać czy tych, którzy „lubią sobie wypić”. Reagować na zachowania można tylko wtedy, gdy zjawisko dotyka nas z prośba o zachowania takie, by to nas nie dotykało. Nigdy nie rozmawiamy ludźmi o żadnych ich wadach, złych nawykach, nieodpowiednich zachowaniach chyba że sami o to poproszą. Nikt nie udzielił nam prawa bycia sędziami innych ludzi.

Po czwarte, gospodarze powinni zaspokajać wszystkie potrzeby gościa. Jeśli zaprasza się palacza tworzy mu się znośne warunki do palenia. Jeśli takich warunków nie chce się zapewnić nie zaprasza się palacza do domu.

Po piąte, palacze nie mogą w żaden sposób załazić za skórę innym, powodować, że muszą np. wdychać dym. Powinni o tym zawsze pamiętać. Nie wolno im też strzepywać gdziekolwiek popiołu czy rzucać niedopałków (np. w parku czy na ulicy). Palacz powinien zawsze zapytać osoby, w których towarzystwie przebywa o to czy nie będzie im przeszkadzać jeżeli zapali.

Wszystko to, co napisałem nie stanowi mojego stanowiska jako palacza, mojego subiektywnego spostrzegania, lecz stanowi wymogi savoir vivre.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Palenie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

9 odpowiedzi na „Jeszcze raz o paleniu

  1. Bubu pisze:

    Zauważyłam pewną sprzeczność w zaprezentowanych przez Pana artykułach.
    Otóż w materiale z ’38r jest napisane, że mężczyzna nie powinien nigdy palić w obecności kobiety bez jej zgody. W innym miejscu jest także napisane, że nie należy palić nigdy przy kobiecie w ciąży – nikt nie jest w stanie sam tego stwierdzić, aż do około 7 miesiąca a i wówczas można mieć często wątpliwości. Nie wypada także kobiety o to pytać. Wynika z tego, że w towarzystwie Pan można bezpiecznie zapalić tylko wtedy, gdy one same sięgają po papierosa pierwsze, lub gdy już udzieliły na to zgody (ale trzeba uważać, czy nie udzielają tej zgody wyłącznie przez wymuszoną grzeczność – wówczas mimo wszystko wydaje mi się to niewłaściwe).

    Baronowa Rotschild natomiast juz 50 lat później zakłada możliwość palenia przy wspólnym stole, gdzie oczywiście przebywają również kobiety. Czy nie brzmi to raczej jak efekt galopującej przez owe 50 lat proletaryzacji, feminizacji (w sensie stawiania kobiety w męskich sytuacjach) oraz nieustannych kampanii promujących papierosy, które kreowały swego rodzaju modę na te używki.

    Dla mnie ten brak wrażliwości i pewna roszczeniowość palaczy, oczekiwanie specjalnego traktowania itp. to po prostu efekt zdziczałych czasów z końca XX wieku. Na wszystko jest miejsce i pora – tak zawsze było i w tej kwestii nic nie powinno sie zmieniać – palenie było elementem życia towarzyskiego, zarezerwowanym głównie dla mężczyzn i to w pewnych ścisłe określonych sytuacjach (np. w palarni i w odpowiednim stroju, z zachowaniem charakterystycznych zwyczajów).

    Pchanie się z papierosami na salony jest wybrykiem kulturowym i jak się okazuje tylko krótkim epizodem w historii kultury (po prostu zanik dawnej wrażliwości, rozluźnienie obyczajów, efekt większej podatności ludzi na nowości w XXw.).

    Nie jest juz tak, że palacz, który opuszcza pomieszczenie dla niepalących i udaje sie do strefy dla palaczy powinien byc postrzegany przez nich jak dobroduszny bohater, który wielkodusznie poświęca się dla ich dobra, a sama sytuacja nie nosi żadnych znamion nadzwyczajnej uprzejmości z jego strony (taka informację znalazłam na Pańskie stronie, pod linkiem, który Pan podał). Zmieniły się na szczęście przepisy – jeśli palacz nie opuści strefy dla niepalących i zapali, po prostu zostanie przez obsługę wyproszony. Jego obowiązkiem jest wyjść- jeśli komuś brak wrażliwości i kultury, by to samodzielnie dostrzec, nowe przepisy spieszą mu z pomocą.

    W kwestii tego, ze palacze maja kompleks na punkcie swojego nałogu i mogą poczuć się gorsi… no cóż – przytoczone przykłady osób z innymi ułomnościami mówią same za siebie – palacze są gorsi i zrobili to sobie sami, gdy sięgnęli po pierwszego papierosa. Proszę mnie źle nie zrozumieć – to bardzo ważne – palacze nie są gorsi i mniej wartościowi jako ludzie. Każdy ma jakieś słabości. Są gorsi tylko i wyłącznie w tym aspekcie, że daną słabość posiadają i w tym aspekcie odczuwają jakąś ułomność. Nie czyni ich to oczywiście gorszymi ludźmi, tym niemniej słabość jest słabością i nie należy się z nią po prostu obnosić. Demonstracyjne obnoszenie się z jakąkolwiek słabością jest sztuczne i nie jest nigdy mile widziane. (Piję do tego, że w sytuacji zaistnienia potrzeby, palacz powinien zwyczajnie przeprosić i dyskretnie udać się do wyznaczonej palarni, gdzie zresztą miło spędzi krótki czas w towarzystwie innych palaczy.)
    Uważam też, że nie jest właściwym pytanie „Czy wolno mi zapalić?” (zawiera element grzecznościowego wymuszenia), lecz „Przepraszam, czy Państwo palą?” – jeśli nie: „Zatem przepraszam bardzo na chwilkę” (być może pozostałe osoby zaproszą do zapalenia przy nich.) Jeśli jedna osoba z towarzystwa pali, można udać się do palarni razem, przepraszając pozostałe (ale jeśli jedna osoba z ma pozostać sama, to lepiej podzielić się na dwie grupy i dotrzymać jej towarzystwa). Jeśli wszyscy palą to problem nie istnieje.

  2. krajski pisze:

    Za jakiś czas zareaguję szerzej na Pani wypowiedź. Teraz tylko powtórzę. Palimy w towarzystwie osób, które nie sięgają po papierosa tylko wtedy, gdy udzielą nam na to wyraźnej zgody. Jeśli wyraża zgodę nie doszukuje się negatywnych podtekstów, bo jednak przekracza nasze możliwości oceny, chyba, że to wyrażenie zgody jest wyraźnie wymuszone czy niechętne.
    Kwestia palenia przy stole jest związana z procedencją. Jeśli gość honorowy pali i ma ochotę zapalić przy stole może zapalić. Jeżeli osoby od numeru 1 do np. 5 (przy obecności w danym miejscu np. 10 osób) w hierarchii towarzyskiej chcą palić reszta musi to znieść.

  3. Bubu pisze:

    Zgadzam się z tym, że w pewnych sytuacjach trzeba to po prostu jakoś znieść, co właśnie czyni niepalących najbardziej dyskryminowana grupą społeczną poza osobami niepełnosprawnymi. Osoba najwyższa w hierarchii (np. szef w pracy lub głowa rodu, gospodarz przyjęcia itp) mają prawo zapalić i zadecydować o tym, czy w ich towarzystwie wolno palić. Jeśli jednak to czynią, mimo wszystko ich postawa, nawet pozornie uprzejma, skrywa w głębi arogancję i chamstwo. Jest to dla innych po prostu przykre.
    Rzeczywistość jest niestety taka, że palacz zawsze znajdzie sobie miejsce do palenia i zawsze znajdzie na to jakąś wolna chwilkę. Rzadko poniesie z tego powodu jakiekolwiek konsekwencje, a jedyne, czym ryzykuje, to usłyszeniem krótkiego komentarza o szkodliwości palenia (nie wydaje mi się to specjalnie przykrym zjawiskiem, nie bardziej przykrym niż przymusowe wdychanie dymu). Tymczasem niepalący sa dyskryminowani, poniewaz właściwie nie mają wpływu na to, czy będą wdychać dym, czy nie – zawsze znajdzie się ktoś pozbawiony wrażliwości, kto ich do tego zmusi. To jest rodzaj agresji, jakaś forma symbolicznej przemocy, nie tylko uczynienie komuś dyskomfortu psychicznego i sprawienie przykrości, ale także odebranie prawa do decydowania o własnym zdrowiu. Efekty sa takie, że na „świeżym powietrzu” niepalący nie mogą sobie znaleźć bezpiecznego miejsca np. na przystanku, bo wszyscy dookoła palą… ot, taki poranny terroryzm 😉
    Dawniej, wobec braku wiedzy i powszechnego zdziczenia obyczajów, swoistej fascynacji ordynarnością i brzydota, palenie wypracowało sobie wysoką pozycję w świecie savoir-vivre. Poprzednim pokoleniom musimy wybaczyć, z przyczyn od nich niezależnych. Niestety coś, co stwarza innym przykrość, nie powinno mieć w kulturze wyższej miejsca.

  4. krajski pisze:

    Nie zgadam się z Panią. Na Pani komentarz zareaguję w ciągu kilku dni.

  5. putrycy pisze:

    Pan wybaczy wyrażenie, ale to kompletna bzdura. Palenie jak powszechnie wiadomo nie jest obojętne dla zdrowia i nie dotyczy wyłącznie osoby palącej. Z tego powodu stawianie kilku lampek wina na równi z wypaleniem papierosa w towarzystwie niepalących (nawet jeśli jest się gościem honorowym) to wg. mnie kompletny brak klasy, oczywiście w rozumieniu cywilizacji zachodniej. Dodatkowo dla kogoś kto nie pali i nigdy nie palił, bardzo uciążliwa jest konieczność wdychania dymu, który dodatkowo opada i – raz jeszcze przepraszam za kolokwializm – zasmradza takąż osobę. Często ubraną bardzo gustownie, czysto, wg. wszelakich zasad savoir vivre.

  6. putrycy pisze:

    Ja z kolei zgadzam się w zupełności. Jeśli ktoś kiedyś musiał poruszać się po Kraju kolejami, a nie daj Boże również stać w korytarzu, w okolicach pokoju-perfumerii z napisem ‚WC’ — doskonale wie o czym mowa. Warto nadmienić, że obecnie praktycznie w każdym pociągu obowiązuje zakaz palenia.

  7. krajski pisze:

    Ustosunkuję się do Pana wypowiedzi ustosunkowując się do wypowiedzi Pani Bubu.

  8. krajski pisze:

    Ustosunkuję się do tej wypowiedzi ustosunkowując się do wypowiedzi Pani Bubu.

  9. Michal pisze:

    Na tematy palenia wypowiadałem się już kilka razy dość obszernie, także nie chciałbym się powielać.
    Natomiast ogólnie w dyskusji, chciałbym zaznaczyć kilka kwestii, które w zasadzie wydają się dość istotne dla toku rozmowy.

    W pierwszej kolejności powinniśmy odróżnić dwa ‚typy’ palenia, mówimy o paleniu z nałogu, czyli wszystkie ‚palenie w WC w pociągu’ czy ‚poranny papieros na przystanku’. W mojej opinii to coś zgoła innego, niż palenie w poruszanej tu tematyce savoir vivre. A więc uroczysta część spotkania, przyjęcia, gry towarzyskiej (jak np. palenie przy brydżu). To trochę tak jakbyśmy wspomniane tu picie wina do posiłku równali z piciem pod sklepem.

    Po drugie – jest część głosów, która doszukuje się jakichś ukrytych podstępów ze strony palacza, że nawet gdy spytają o możliwość zapalenia – to będzie to tylko fortel, by tego papierosa jednak zapalić, bo liczą na pobłażanie ze strony współtowarzyszy. Zarówno wśród palących jak i niepalących są osoby na bakier z kulturą, jak i bardzo kulturalni, a ja odniosłem wrażenie, że wszyscy palacze to gbury, co tylko czekają na to, by kogoś ‚zasmrodzić’.

    Odwołam się do wpisu Pani Bubu, konkretnie stwierdzenia, że niepalący są bardziej dyskryminowani od niepełnosprawnych. Nie sądzę, by obie te grupy, były w jakiś sposób przez zasady savoir vivre pomijane. Dobrem nadrzędnym wydaje się w SV być dbałość o drugiego człowieka i brak napiętnowania wad.

    Kolejna sprawa – w życiu codziennym, oczywiście zgodzę się z Państwem w pełni, że nie powinno być przyzwolenia na palenie w miejscach zabronionych. Są przecież w tym celu powołane odpowiednie służby – w pociągu konduktor, na przystankach np. Straż Miejska. Przynajmniej teoretycznie jest ta kwestia uregulowana, jak to wygląda w praktyce – zależy już od społeczeństwa.

    Z jednej strony dużo się mówi o wolności dla niepalących. Ciężko jednak wymagać, by osoba, która ma ochotę zapalić była zaszczuta i zmuszona do palenia w niezbyt eleganckich warunkach. Wręcz często nieludzkich. Tak jak jest to zresztą poruszone w wielu wpisach w tym blogu.

    Sam nie palę, ale staram się, tak jak nakazuje idea savoir vivre, wczuć w sytuację drugiej osoby, tak by nie czuła nadmiernego dyskomfortu. Nie zapominając też o tym, że nie jesteśmy na świecie sami. Dotyczy to zarówno palaczy jak i niepalących.

Dodaj komentarz