Jak zwracać się do doktora habilitowanego?

Problem ten wywołał Pan podpisujący się jako Student: „W jaki sposób zwracać się na uczelni do osób będących zarazem doktorami habilitowanymi, jak i profesorami nadzwyczajnymi? Powszechnie przyjęło się używać formy per Panie doktorze/Pani doktor, ale czy to jest forma poprawna?”.
Należy zwracać się „panie profesorze”, bo jest to najbardziej „dostojny” tytuł, jaki ten człowiek posiada.

Przy okazji można by tu zadać pytanie: Jak zwracać się do doktora habilitowanego, który jeszcze nie ma tytułu profesora? Gdy zwrócimy się do niego „doktorze”, obniżymy jego rangę do doktora, a jest przecież doktorem habilitowanym. Kiedyś, gdy istniał tytuł docenta, używano go w odniesieniu do wszystkich, którzy go posiadali oraz w odniesieniu do doktorów habilitowanych.

Tak więc uważam (sprawa jest nowa i w związku z tym w żadnej perspektywie nie ma tu jeszcze rozstrzygnięcia), że do doktorów habilitowanych nie będących profesorami powinniśmy zwracać się „panie profesorze” (tak jak do prodziekana zwracamy się „panie dziekanie”), tym bardziej, że reguła w Polsce jest taka, iż doktorzy habilitowani bardzo krótko nie są profesorami.

Korekta: Anna Łuczkiewicz

Moje książki

Ten wpis został opublikowany w kategorii Tytułowanie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

44 odpowiedzi na „Jak zwracać się do doktora habilitowanego?

  1. Odpowiedz wydaje mi się nieprawidłowa. Po pierwsze trzeba rozróżnić dwie rzeczy. Przynależne do osoby stopnie naukowe i tytuł – i są one takie: tytuły zawodowe: licencjat, inżynier, magister, magister inżynier (są jeszcze inne – np. lekarz); stopnie naukowe: doktor, doktor habilitowany, oraz jedyny tytuł naukowy: profesor. Wszystkie osoby tytułuje się za pomocą tych tytułów. Czym innym jest to, na jakim stanowisku te osoby są zatrudnione – czy jako asystenci, adiunkci, docenci, profesorowie nadzwyczajni czy profesorowie zwyczajni. Panuje taki dziwny zwyczaj, że osoby nie mające profesury a zatrudnione na stanowisku profesorskim tytułuje się mianem profesorów. Ale jest to tylko zwyczaj. Mało tego – takie osoby wolno tak tytułować tylko w uczelni, poza nią już nie – bo poza nią ta osoba profesorem nie jest. Zasadniczo powinno się tytułować ją tytułem, a nie stanowiskiem. Czy ktoś zwraca się do pracowników nauki „panie asystencie?”, „panie adiunkcie”? rzadko (chyba tylko na uczelniach nadających stopnie w zakresie sztuki, gdzie zamiast stopni i tytułów były często tzw. przewody kwalifikacyjne, co utrudniało tytułowanie). W końcu zbić należy argument o prodziekanie do którego zwraca się per „dziekanie” jako dowód na równanie tytułami w górę. Regułą jest przy tytułowaniu pomijanie przedrostków. więc do młodszego sierżanta jak i do starszego sierżanta powie się „panie sierżancie”. do „nadkomisarza” powie się „panie komisarzu”. W końcu do doktora habilitowanego należy zwracać się per „panie doktorze’. Prawdziwy tytuł profesorski to jednak rzadkość, i dlatego należy go szanować. Autor pisze: „że reguła w Polsce jest taka, że doktorzy habilitowani bardzo krótko nie są profesorami” to nieprawda. Tytuł profesorski nie dostają wszyscy, a zazwyczaj trwa to jeszcze co najmniej kilka lat.Owszem, zatrudnia się te osoby na stanowisku profesora nadzwyczajnego. Ale to nie oznacza „bycia profesorem”. Po zwolnieniu takiej osoby z pracy, przed jej nazwiskiem nadal stoi dr hab., a nie profesor, bo profesury jako tytułu przynależącego do osoby nie nadano jej. Druga sprawa, że tytuły i stopnie naukowe wymienia się przed nazwiskiem, zaś stanowiska po. I wtedy tę profesurę można rozróżnić. Np. mgr inż. Jan Kowalski, asystent; dr Tomasz Kot, adiunkt; dr Jan Kowalski, docent; dr hab Jan Mróz, adiunkt, dr hab Tomasz Kruk, profesor ndzw.; prof dr hab Tomasz Kowalski, profesor zw. Przy takim stosowaniu pełnych zapisów sprawa jest nader jasna. Tytułuje się zaś tytułem, nie stanowiskiem. Jednak co kraj to obyczaj i by nie być narażonym na ostracyzm należy się dostosować. W niektórych co gorszych jakościowo uczelniach wszystkich pracowników – wykładowców tytułuje się „profesorami”.

  2. krajski pisze:

    Nie przekonała mnie Pana argumentacja. Kieruję się zasadami grzeczności, szacunku, wywołania pozytywnej reakcji.

    Jeśli do człowieka będącego doktorem habilitowanym mającego 50 lat zwracamy się „panie doktorze”, a obok niego stoi człowiek będący doktorem i mający 26 lat i do niego też się zwracamy „panie doktorze” to coś jest nie tak. Ten starszy ma stanowisko profesora. Mogę zatem (i powinienem) powiedzieć do niego „panie profesorze”.

    Mogę zgodzić się z Panem, gdy następuje sytuacja, w której znajdują się obok siebie profesor zwyczajny i doktor habilitowany zatrudniony na stanowisku profesora. Wtedy logika nakazywałaby żeby do doktora habilitowanego powiedzieć „panie doktorze”.

  3. Michał O. pisze:

    Nie spotkałem się z sytuacją, by ktoś miał na wizytówce, lub tabliczce przy drzwiach gabinetu tytuł i stanowisko podany w formie „dr hab. Jan Kowalski, prof. ndzw.”, raczej spotkałem się z formą „dr hab. Jan Kowalski, prof. UJ”, zaś w przypadku profesora zwyczajnego, pomijano w ogóle to stanowisko.

    Mam też pytanie dotyczące stosunków w ramach uczelni. Studiuję dwa kierunki. Na jednym z nich mam zajęcia z pewnym doktorantem, zaś na drugim jesteśmy studentami tego samego roku, a nawet, na jednych z tych zajęć, siedzimy obok siebie w ławce. Sytuacja cokolwiek absurdalna. Moja intuicja nakazuje mi, by w budynkach związanych z wydziałem, w którym jesteśmy studentami jednego roku, traktować go jak wszystkich innych studentów, zaś w budynkach drugiego wydziału – zachowywać hierarchię wynikającą ze stosunku prowadzący – student. Z drugiej jednak strony, ów doktorant zarówno na swoich zajęciach, jak i na tych, na które uczęszczamy wspólnie, traktuje mnie jak swojego kolegę. Który pogląd jest słuszny?

  4. krajski pisze:

    Pana pogląd jest słuszny.

    Poza tym ten Pan działa przeciwko swojemu autorytetowi jako prowadzącego zajęcia i na swoja szkodę.

    Wiem coś o tym, bo gdy prowadziłem zajęcia bezpośrednio po magisterium i byłem ze studentami na ty ponosiłem z tego powodu liczne szkody (wykorzystywali taka sytuację i zbytnio się spoufalali) i w pewnym momencie zmieniłem politykę.

  5. sylwester pisze:

    Czy tytułowanie stopniami naukowymi jest kwestią bezwględną, czy zależną od kontekstu ? Chyba można sobie wyobrazić inne tytułowanie, gdy np. chcemy do kogoś się zwrócić jak do wykładowcy, a inne, gdy np. rozmawiamy o strukturze organizacyjnej Wydziału. Zauważmy przy tym, że np. taksówkarz nie koniecznie musi znać wszystkie zawiłości procesu przyznawania stopni naukowych.

    Swoją drogą ciekawostką jest zwracanie się do „nadinspektora” per „inspektor”, zauważmy, że o ile inspektor należy do korpusu oficerów (sztabowych) to nadinspektor jest stopniem generalskim.

  6. krajski pisze:

    Po pierwsze wojskowych to nie dotyczy.

    Po drugie w ten sposób range można podnosić, ale nigdy nie obniżać.

  7. sylwester pisze:

    Tutaj dochodzimy chyba do sedna, dlaczego argumentacja Pana Wolańskiego jest mocno niepraktyczna. Inspektor, to stopień w Policji (odpowiadający wojskowemu pułkownikowi), i zwyczajny człowiek nie ma obowiązku znać zawiłości wszelkich stopni we wszystkich służbach.

  8. mohonk pisze:

    Jest na to prosta rada – w celu uniknięcia konfuzji do nadinspektora Policji zwracamy się słowami „Panie Generale” albo „Panie Komendancie” ponieważ zwykle taką właśnie funkcję pełni.

  9. Student pisze:

    Witam!
    O ile w języku mówionym na drobne błędy częściej przymykamy oko, to w przypadku słowa pisanego – tym bardziej oficjalnego należy ostrożnie dobierać słowa, stąd też mam pewne pytanie. Jestem tuż przed oddaniem pracy magisterskiej. Mój promotor parę dni temu ukończył pozytywnie habilitację, dlatego też najprawdopodobniej jestem zobligowany do zmiany podziękowań w mojej pracy, które adresowane są tymi słowami: „Chciałbym podziękować Panu Doktorowi X Y … „. Czy teraz powinienem ten zwrot zmienić na „Panu Doktorowi habilitowanemu X Y” ?

  10. m pisze:

    Witam, przeczytałem wątek i powiem tak…
    Absolutną rację ma tutaj Pan Łukasz Wolański! Wszystko przedstawił jasno, logicznie i zwięźle, nieprzekonanym radzę jeszcze raz spokojnie przeczytać Jego wypowiedź.
    Najwięcej zamieszania wprowadzają w wątek kuriozalne wręcz teorie użytkownika krajski, który postuluje różnicowanie tytułowania w zależności od wieku oraz, uwaga, od faktu do kogo daną osobę przyrównamy. Jak starszy, to w zasadzie profesor…tylko, że jeśli nim nie jest to wytykamy mu jego naukową niemoc, jak młodszy to doktor żeby ów profesor poczuł się doceniony albo przynajmniej nieurażony.
    W ten sposób dr hab. na stanowisku prof. nadzw. będzie raz profesorem raz doktorem, kompletne zamieszanie i tak naprawdę przetrącenie jasnych przecież reguł, że posługujemy się tym co przed nazwiskiem czyli stopniem, tytułem, a nie tym co za nazwiskiem czyli stanowiskiem (co mnie obchodzi ile ktoś zarabia, bo do tego się stanowisko sprowadza).
    Wszystko rozbija się do nieco dziwaczny twór jakim jest dr hab. na stanowisku prof. nadzw. i tylko do tego przykładu się ograniczę.
    Polska jest krajem niezwykle „dętym” gdzie osoby będące „tylko” na stanowisku profesora nadzwyczajnego (by po prostu więcej zarabiać tzn. więcej niż adiunkt) czują się oburzone gdy nie zwraca się do nich per profesorze, podczas gdy żadnymi profesorami w istocie nie są i być może nigdy nie będą! Wyciąganie na wierzch stanowisk dających większą wypłatę na pierwszego i posługiwanie się nimi publicznie jest zwyczajnie śmieszne. Dr hab. na stanowisku prof. nadzw. tytułujący się profesorem jest żałosny i podpada pod niezłe kompleksy. Do tego jeszcze z siwą głową podpada pod nieporywający, mówiąc oględnie, poziom naukowy. Co więcej, wyobrażam sobie, że dr hab. na stanowisku prof. nadzw. nazwany profesorem kulturalnie poprawi rozmówcę, że nie jest profesorem, a doktorem…wiem, wiem, mogę o tym pomarzyć…

  11. krajski pisze:

    Zareaguję niebawem.

  12. Ana pisze:

    A u nas np. jeden Pan Doktor zawsze nas poprawiał, jeśli komuś się zdarzyło powiedzieć do niego „Panie Profesorze”, że nie jest on wcale profesorem a doktorem.
    Ci zaś, którzy zrobili doktorat – byli wyczuleni na to, by nie zapominać, że już mają wyższy stopień naukowy…. Więc… to kwestia człowieka i jego kultury.

  13. KrystynaNN pisze:

    Ad osoba podpisana jako „M”.
    Cytuję: „Najwięcej zamieszania wprowadzają w wątek kuriozalne wręcz teorie użytkownika krajski”.
    Po pierwsze nazwiska piszemy wielką literą, takie są zasady ortografii, jeśli świadomie małą, to jest to niegrzeczne. Po drugie pan Krajski nie jest użytkownikiem, ale gospodarzem tej strony. Warto wiedzieć, co się czyta.

  14. m pisze:

    do Pani Krystyny… ów „użytkownik” krajski sam podpisuje się mała literą zatem niegrzecznie byłoby Go poprawiać na wielką, poza tym nikt nie musi wiedzieć, że to Jego realne nazwisko. Zatem Pani uwaga jest nietrafiona.
    Co do tego, że to gospodarz a nie użytkownik tej strony to pełna zgoda. Doszedłem do tego po napisaniu posta i przepraszam za określenie gospodarza użytkownikiem.

  15. Ktoś, kto mi zakładam ten blog (wtedy byłem bardzo niewprawny w tych sprawach) wpisał mi „krajski”. Potem już o tym nie pamiętałem. Zmieniłem to (mam nadzieję, że skutecznie na „Stanisław Krajski”

  16. P. pisze:

    Panie Stanisławie, niestety myślę ze Pan się myli. Tytuł naukowy jest pewnym osiągnięciem. Nie wiem czy to zgodne z savoir vivre aby tytułować kogoś stopniem, którego nie posiada. Jest to niegrzeczne wobec osób, który stopień ten posiadają. Dajmy na to zwracać się do pułkownika – generale, czy do magistra – doktorze, jest niegrzeczne wobec innych generałów/doktorów, którzy moga stać w okolicy. Dlatego ja osobiście po uzyskaniu habilitacji, nakazuję nadal zwracać się do siebie p. doktorze. Nieco inaczej sytuacja się ma z prof. uczelnianym – ja osobiście uważam, że nadal jest on doktorem, ale jednak utarło się, że tytułujemy takich pracowników nieco godniej, czyli „po profesorsku”. A zatem zwrócenie się do tzw. prof uczelnianego „doktorze” byłoby chyba nietaktem (choć nie powinno być, w końcu taki jest jego tytuł naukowy), ale tylko ze względu na pewne (złe) przyzwyczajenia środowiska. Przez to złe przyzwyczajenie, nie doceniamy tak naprawdę prawdziwych profesorów. Zauważmy że, wedle CK stopni i tytułów prof uczelniany powinien zapisywać swoje stopnie i nazwisko tak: dr hab Zenon Kiszka prof w UJ.
    Wreszcie, karygodne jest ustalanie „stopnia” naukowego ze względu na wiek. Wiek na uczelni nie ma nic do rzeczy, co najwyżej osobę starszą przepuszczajmy pierwszą w drzwiach.
    Gdybym zatem ja odpowiadał „pytającemu studentowi” dałbym mu taką radę – doktora habilitowanego tytułuj „profesorem” wiedz jednak, że taki z niego profesor jak z ciebie doktor.

  17. Kiedyś była taka zasada (dziś w praktyce zarzucona) tytułowania osób o stopień wyżej. Jeżeli tak zrobimy błąd będzie mniejszy (i przyjemniejszy) niż błąd polegający na tytułowaniu o stopień niżej. Podstawowa zasada savoir vivre: nigdy ludziom nie sprawiajmy przykrości.

  18. mistrzwoland pisze:

    Ja się zastanawiam, Panie Stanisławie Krajski, skąd Pan ten zwyczaj wziął. Otóż wygląda to tak, jakby Pan wiedział, w którym kościele dzwonią, ale nie wiedział w jakim. Takiego zwyczaju nigdy nie było. Był i jest nadal zwyczaj, którzy każe pomijać wszelkie „nad”, „pod”, „starszy”, ‚młodszy”, ‚habilitowany” itp. części dodatkowe przy oficjalnej tytulaturze. I czasem podnosi to stopień, a czasem obniża. Przykłady:
    1. Do młodszego chorążego mówi się „panie chorąży”
    2. Do starszego sierżanta również mówi się „panie sierżancie”. Co więcej, do starszego sierżanta sztabowego mówi się „panie sierżancie”
    3. Do wicedyrektora mówi się „panie dyrektorze”
    4. Do nadkomisarza mówi sie „panie komisarzu”
    5. Do prorektora uczelni mówi się „panie rektorze” (o ile nie używa się formy bardzo uroczystej „magnificencjo”)
    I dalej – do doktora mówi się „panie doktorze”, tak samo do doktora habilitowanego. Bo habilitacja to pewien dodatek do doktoratu. W tytulaturze doktorowi habilitowanemu bliżej do doktora niż profesora. Wynika to z przepisów, bo doktor i doktor habilitowany to stopnie naukowe, a profesor to tytuł naukowy, całkiem inna jakość i klasa.
    Zgadzam się, by tytułować doktorów habilitowanych profesorami, jeśli są zatrudnieni na stanowisku profesora. Ale tylko wolno ich tak tytułować w uczelni w której są tak zatrudnieni. Poza nią są doktorami. Natomiast absolutnym kuriozum jest tytułowanie takie osoby profesorem – deprecjonuje to znaczenie tego tytułu.
    Jako ciekawostkę dodam, że na uczelniach związanych ze sztukami pięknymi często pracowników tytułuje się dla odmiany stanowiskami – mówi się panie asystencie, adiunkcie, profesorze, docencie. Ale tam wynika to z tego, że jakiś mało mądry autor ustawy uznał kiedyś, że głupio w dziedzinie sztuk nadawać doktoraty, habilitacje itd. I tam ludzie mają jako stopnie naukowe „przewód kwalifikacyjny I klasy”, „przewód kwalifikacyjny II klasy” itd. A to już totalnie śmieszne byłoby zwracać się do kogoś per „panie przewód kwalifikacyjny II klasy”.
    Jeśli chcemy mówić i kindersztubie, to większym problemem jest to, że studenci zapominają słowa „pan/pani”. Zwrócenie się do profesora „panie profesorze” to wzór. Zwrócenie się „proszę pana” też nie jest złe. Ale mówienie per „profesorze” jest naganne. I mówił o tym kiedyś pan profesor Miodek.
    PS> Bezsprzecznie jedno stwierdzenie w podstawowym artykule Autora jest nieprawdą – otóż sprawa nie jest nowa. Jest aktualna od ładnych kilkudziesięciu lat. A problem sztuczny.

  19. Odpowiem niebawem.

  20. doktorant pisze:

    Na mojej uczelni – Politechnice Warszawskiej, niejednokrotnie spotkałem się z negatywną aprobatą nazywania „wyższego”. Być może są to zranione ambicje ludzi, którzy nie mogą doczekać się tytułu, ale na pewno nie jest miło poprawić kogoś mówiąc, że ma się niższy tytuł niż powiedziano… Choć dla mnie jest to nieco zabawne i na pewno miłe, gdy student nazwie mnie profesorem.
    Co do odpowiedzi Pana S.K. odpowiem kontratakiem: a co jeśli zwrócę się do dr hab. (50 letniego) Panie profesorze, gdy obok stoi profesor 70 letni…

    Tak przy okazji: Czy nie jest śmieszne wypowiadanie się typu: „Pan profesor powiedział…” lub „Pan dziekan powiedział…” zamiast „profesor” czy „dziekan” (oczywiście co innego zwrot bezpośredni w 2. os. l.p. aczkolwiek i tu widzę wyjątek, np. „Dyrektorze”). Nadużywanie Pan/Pani osobiście kojarzy mi się z przedszkolem:)

  21. m pisze:

    Dawno mnie tutaj nie było, ale widzę, że pojawiło się kilka bardzo ciekawych i trafnie opisujących sytuację postów. Pozwolę sobie ustosunkować się zatem tylko do tej części wypowiedzi Pana Stanisława Krajskiego „Podstawowa zasada savoir vivre: nigdy ludziom nie sprawiajmy przykrości.”

    Hmm, sądziłem raczej, że savoir vivre to zbiór wielu, niekiedy trudnych, norm, których poznawanie i stosowanie ma sprawiać przyjemność i powodować, że życie staje się piękniejsze i dostojniejsze. Tyle, że reguła, którą Pan podał pasuje z pewnością do… konformizmu! Czy do savoir vivre, śmiem wątpić.
    Zresztą, oś sporu zdaje się dotyczyć faktu, że wg Pana nie stosujemy zasad savoir vivre do osób, które tego savoir vivre nie znają, nie rozumieją i mogłyby poczuć się tym samym przez nas urażone, jak np. ów dr hab. prof. nadzw. nazwany poza macierzystą uczelnią po prostu doktorem (jak się należy), ale tkwiący w przekonaniu, że należy go tytułować profesorem. Zatem, aby go nie urazić zwracamy się panie profesorze. Dla mnie to konformizm, do tego konformizm szkodliwy, bo utrwalający błędne zwyczaje w społeczeństwie. Uczący, że nieważne co kto ma dokładnie przed nazwiskiem, jak zwrócisz się profesorze to „nie podpadniesz”, a rozmówca będzie zadowolony…

    Sądziłem, że Pan jako ambasador savoir vivre wypowie się jednoznacznie ucząc innych prawidłowych zachowań i reguł tej trudnej bądź co bądź sztuki… Cóż, szkoda…

  22. Panu M odpowiem niebawem.

  23. Mariusz pisze:

    Witam szanownych dyskutantow. Jako swiezo upieczony doktor habilitowany zdazylem juz doswiadczyc bycia nazywanym zarowno „panem doktorem”, jak i „panem profesorem”. O ile w pierwszym przypadku w moim odczuciu zwrot jest na obecnym etapie rozwoju mojej kariery absolutnie w porzadku, o tyle ten drugi wywoluje u mnie poczucie dyskomfortu, gdyz jest stosowany na wyrost. Czy zmieni sie cos w stytuacji, kiedy (jesli) zostane profesorem uczelnianym? W moim odczuciu nie, jednak moje odczucie ma sie nijak do utartych zwyczajow. One z kolei wprowadzaja sporo zamieszania, bowiem przy tytulacji naukowych doktorow habilitowanych bedacych profesorami uczelnianymi spotykane sa nastepujace formy zapisu ich tytulu:
    1. dr hab. inz. Jan Doeski, prof. Alma Mater.
    2. prof. nadzw. dr hab. inz. Jan Doeski (takiej formy uzywano np. w mojej korespondencji dookolahabilitacyjnej).

    I teraz tak, troche sie zgodze, a troche bym polemizowal z tym, co napisal wczesniej Pan Lukasz Wolanski. Otoz, przyjmujac zapis 1.) sugeruje stosowanie zwrotu per „panie doktorze”. I zaden zdrowo myslacy profesor uczelniany nie powinien sie na taki zwrot obruszyc. Z drugiej jednak strony, zapis 2.) przy alternatywnym zapisie tytulu profesora tytularnego w postaci „prof. zw. dr hab. inz. Jan Doeski” czyni odczuciowo zwrot „nadzw.” i „zw.” tak samo reduntantnym, jak przywolywanych wczesniej zwrotow „wice-„, „starszy”, „mlodszy”, itp. Jesli chodzi natomiast o swego rodzaju „ograniczenia terytorialne” zwiazane z uzywaniem zwrotu „panie profesorze” w odniesieniu do profesora uczelnianego, sa one, ze tak powiem, trudne do upilnowania. Bo jesli taki profesor uczelniany jedzie np. na konferencje naukowa, staje sie na tej konferencji naukowej reprezentantem swojej uczelni. W takiej sytuacji zwracanie sie do niego per „panie doktorze” moze zostac uznane za probe zmniejszenia rangi tytulu nadanego przez inna uczelnie.

    Podsumowujac, gdyby sprawa byla prosta, nie byloby zapewne tej dyskusji. Sa „za” i sa „przeciw” za tytulowaniem per „panie profesorze” naukowcow ze stopniem doktora habilitowanego. W moim odczuciu, tendencja jest jednak taka, zeby tytul profesora (w pewnej mierze grzecznosciowy w odniesieniu do doktorow habilitowanych) stosowac w odniesieniu do samodzielnych pracownikow nauki, ktorymi sa zarowno doktor habilitowany, jak i profesor zwyczajny.

    I tak juz zupelnie na koniec – jesli chodzi o mnie, to jesli ktos bedzie sie zwracal do mnie „panie profesorze”, na pewno nie do konca bedzie mi to pasowalo, gdyz (nawet w przypadku profesorow uczelnianych) nie odzwierciedla to mojego aktualnego tytulu naukowego. Bez najmniejszych oporow bede akceptowal zwrot „panie doktorze”. Z drugiej jednak strony, sam per „panie doktorze” do doktora habilitowanego zatrudnionego na stanowisku profesora uczelnianego bym sie nie zwrocil, gdyz, jak pisalem wczesniej, trudno mi wyobrazic siebie jako osobe kwestionujaca decyzje autonomicznej uczelni, tudziez osobe, ktora w pojedynke zmieni reguly, jakimi ten swiat jest rzadzony 😉

  24. Adrian K. pisze:

    Witam,
    Z ciekawością przeczytałem wątek. Chciałbym dodać inną perspektywę, a mianowicie międzynarodową do dyskusji. W zdecydowanej większości naukowego świata najwyższym tytułem jest dr (lub jak kto woli Ph.D.). Natomiast profesorem jest się danej uczelni. I te osoby nazywa się Profesorami, pisząc krótko: Prof. Kowalski. Dlatego moim zdaniem rzeczą niejako powszechną i naturalną powinno być stosowanie tej zasady w naszym grajdole:)

  25. m pisze:

    Odwołując się do posta Pana Mariusza, usystematyzujmy zatem także formy zapisu gdyż one też są klarowne i nie podlegają odczuciom, poprawny zapis poniżej.
    PRZED nazwiskiem piszemy stopnie i tytuły naukowe, ZA nazwiskiem piszemy stanowiska:

    1) dr hab. Jak kowalski
    2) dr hab. Jan Kowalski, prof. nadzw.
    3) prof. dr hab. Jan Kowalski
    4) prof. dr hab. Jan Kowalski, prof. zw.

    Teraz komentarz:
    w punkcie 1. Jan Kowalski ma habilitację i pracuje na stanowisku adiunkta (tego stanowiska się nie zapisuje po nazwisku)
    w punkcie 2. Jan Kowalski wymarudził u Dziekana/Rektora rozpisanie konkursu na stanowisko prof. nadzwyczajnego, wystartował i na swojej uczelni pracuje teraz na owym stanowisku i zarabia więcej od adiunkta choć żadnym profesorem nie jest, jest za to szczególnie narażony na atak sodówy do głowy…
    w punkcie 3. Jan Kowalski pracuje już od jakiegoś czasu na stanowisku prof. nadzw. Jest aktywny i ambitny, ma dorobek i od Prezydenta RP otrzymuje tytuł profesora. Staje się tym samym profesorem (jedynym jaki istnieje). Stanowiska po nazwisku się nie zapisuje, bo jest oczywiste, że musi to być prof. nadzw.
    w punkcie 4. Jan Kowalski powoli się starzeje, pracuje, ma dorobek, a na jego macierzystej uczelni „leśne dziadki” powoli się wykruszają, w końcu wyczuwa moment, że można teraz wymarudzić jeszcze wyższe stanowisko tj. prof. zwyczajnego i zarabiać jeszcze więcej (bywa, że ilość tych etatów jest ograniczona). Zatem atakuje władze uczelni (czyt. kumpli), te rozpisują znów konkurs, startuje, wygrywa i podstawa wypłaty znów wzrasta ku radości małżonki, dzieci i wnuków.

    Ironia i sarkazm w mojej wypowiedzi w pełni świadome, może dzięki nim wielu czytelników wyczuje i zrozumie różnice między stopniami/tytułami, a stanowiskami na uczelni.

    Pozdrawiam!

  26. MarzenaDe pisze:

    @m:
    Świetny komentarz! Przyjemnie się czytało. Sarkazm pomógł oddać istotę sytuacji. Pozdrawiam!

  27. Mariusz pisze:

    @m:
    Fajne 🙂

    Pozdrawiam,
    Mariusz

  28. Alexandra pisze:

    @m
    Tak, fajny ten komentarz, wesolo sie czyta.
    Czy jednak ma on oznaczac, ze w Polsce tytul profesora uzyskuje sie li tylko metoda „wymarudzania”?

    Zly to ptak, co wlasne gniazdo kala…

    @MarzenaDe

    …a co tu jest istota sytuacji?

  29. Alexandra pisze:

    W zwiazku z calym powstalym zamieszaniem z tytulami i stanowiskami zajrzalam do literatury naukowej.
    W polskiej literaturze naukowej wystepuja np.
    mgr. biol., dr biol., dr n. przyrod., dr hab. med., doc. dr hab. med., prof. dr hab., prof. dr hab. med.
    W niemieckiej:
    Dr. med., PD Dr. med. , Univ.-Prof. Dr. med., Prof. Dr. med., Prof. Dr. Dr. med
    Wszystko przed nazwiskiem.
    Natomiast w angielskiej tytuly pisane sa po nazwisku i z wyjasnieniem:
    John Green, MD, FACP, Clinical Professor of Medicine; David Gray, MD, Professor of Medicine

    Przy okazji @ Adrian K.
    Panie Adrianie, pisze Pan, ze „W zdecydowanej większości naukowego świata najwyższym tytułem jest dr (lub jak kto woli Ph.D.)” Dr to nie jest „lub Ph.D.”, M.D. to tez jest doktor i tez tytul. I nie w zdecydowanej wiekszosci, lecz w obszarze anglosaskim. W Niemczech, jak Pan widzi, nie ma PhDs ani MDs, lecz Prof. Dr. med. a nawet Prof. Dr.Dr. med.

  30. Adrian K. pisze:

    @Alexandra
    Pozwolę sobie zauważyć, że obszar anglosaski jest dominujacy w nauce
    (równiez w krajach azjatyckich), dlatego uprawnionym jest stwierdzić, że „w zdecydowanej większości”). Co do Ph.D. to jest to odpowiednik właśnie Dr.. Natomiast M.D. to jest dr. n. med. U nas zresztą też zarówno do lekarza jak o do dr n. med mówi się zwyczajowo „Panie doktorze”. Dlatego „Prof. Dr. Dr. med” zapewne oznacza,, że osoba w niemczech ma 2 doktoraty (M.D. i Ph.D.).
    Natomiast w „normalnym naukowym świecie” nie ma czegoś takiego jak tytuł Profesora nadawany przez Prezydenta Państwa:) a w nielicznych jest w ogóle habilitacja (głównie w dawnym bloku wschodnim i w pewnym ograniczonym zakresie w Niemczech).

  31. Kazimierz M. pisze:

    Nie wiem dlaczego, ale piszący nie wiedzą skąd się wziął stopień doktora hilitowanego Narodził się jako nastęstwo roku 1968. Wielu docentów doktorów było dla władzy niebezpiecznych, Docenci zwykle zajmowali stanowiska naukowe i mieli wpływ na lpracowników. Docent nie mół być adiunktem ani asystentem, ale doktor habilitowany (dziwoląg polski) mógł. Jednocześnie wprowadzono nominowanych docentów marcowych ze stopniem doktora, którzy mogli nadzorować doktorów habikitowanych będących adiunktami.
    Dlaczego ten stan trwa , nie wiem.

  32. Adrian K. pisze:

    Tak samo jak ewenementem w skali świata jest tytularny Prof. nadawany przez Prezydenta:)

  33. Doktor pisze:

    Plącze się tu różne wątki, zwłaszcza bawią te z policją ale także wiekiem. Sprawa jest jasna – dr hab. jest najwyższym stopniem naukowym oznaczającym samodzielnego pracownika nauki (dziś wymaga przejścia wszystkich „sit” selekcji: licencjat, magisterium, doktorat (pierwszy stopień faktycznie naukowy). De facto – ma wszystkie prawa i obowiązki profesora, np. pisze recenzje, może promować doktorów itd. itp. Jest kwestią czysto formalną i krótkiego czasu gdy zostaje mianowany formalnie profesorem. A skoro tak, czyli przed tym oficjalnym minowaniem wypełnia wszystkie funkcje (prawa i obowiązki) profesorskie, reprezentuje najwyższy stopień naukowy, jest samodzielnym pracownikiem nauki i powtórzę to tylko formalność i krótki czas by dostał oficjalnie nominację profesorską – JEDYNĄ poprawną logicznie, merytorycznie i w aspekcie kultury jest tytułowanie doktorów habilitowanych per profesor. Niektórzy dyskutanci nawet plączą stopnie i tytuły naukowe. Pan „doktorant” jeszcze widzę sporo musi się nauczyć. Spróbujmy w innych mniej prestiżowych i tak trudnych merytorycznie jak nauka profesja zwrócić się niewłaściwie. Np. Wysoki sąd, jaki sąd? Jaki wysoki? Np. 165. Ale to jest zasada i niech ktoś spróbuje ją złamać to może zapłacić za to np. 10.000 zł kary za obrazę „majestatu..” i tym podobne bzdury tego prawniczego środowiska. By być dr. hab. trzeba mieć ogromny dorobek naukowy, który podlega szczegółowej, kilkustopniowej weryfikacji. Przed nadaniem tytułu profesora uczelnia opiera się już na ocenie habilitanta w toku przewodu i jego mianowania na dr hab. I dodatkowo z tego względu jest on już niejako równy profesorowi, bo to de facto tytuł nadawany mu za właśnie m.in. głównie pomyślne przejście procesu habilitacji. Całkowitą raję ma Pan Krajski (zarzuty o małej literze są nie na poziomie godnym dyskusji o tematach naukowych, podobnie jak pozbawione logiki argumenty np. Pana Łukasza Wolańskiego i kilku innych osób. Przy okazji, stopnie naukowe, a także tytuł profesora zobowiązuje do honorowania ich poza uczelnią, każdego! Analogicznie i zwłaszcza gdy do magistra prawa, adwokata mówimy w napuszony sposób „mecenasie”! Poza uczelnią, ale nawet wewnątrz niej, nie używa się nazw stanowisk takich jak asystent (per panie asystencie” czy adiunkcie „per pani adiunkt”, natomiast stopnie naukowe są dorobkiem życiowym i są przypisane do osoby, tak jak zdobycie mistrzostwa w jakiejś dziedzinie. To osobny aspekt. Jest też to tradycja, również uzus i kulturalny człowiek tego przestrzega. Stanowczo należy przeciwstawiać się zjawisku przeciwnemu, gdy studenci w ogóle ignorują stopnie, stanowiska i używają formy „per pani per panie”! To wyraz schamienia obyczajów w Polsce choć nie tylko. Ponadto, nie nauczeniu studentów odpowiedniej formy zwracania się, będzie skutkowało tym, że np. na rozmowie kwalifikacyjnej z prezesem lub dyrektorem przedsiębiorstwa (a są to zaledwie stanowiska lokalne firmy) może dać w efekcie pożegnanie się z szansą na pracę! Wbrew pozorom, to nie polska tytułomania jakaś, w USA czy na zachodzie te formy zwracania się są jeszcze bardziej restrykcyjnie przestrzegane, zwłaszcza w formie komunikacji pisemnej! Konkluzja: do doktorów habiitowanych zwracamy się wyłącznie per pani profesor lub panie profesorze Sapienti sat!

  34. Doktorant med pisze:

    Jestem doktorantem na uczelni medycznej. Zarówno na naszym, jak i innych uniwersytetach medycznych do doktorów habilitowanych nauk medycznych zawsze zwraca się pani/ panie docencie. Uważam, że takie tytułowanie dr hab. jakiego używa się w naszym środowisku jest najbardziej grzeczne.

  35. Chris said pisze:

    Otóż jest pewne, zwłaszcza w związku z faktem, że obecnie docent to stanowisko, do tego już nie używane w nowych awansach (bardzo rzadko), jedyną stosowną formą wobec doktorów habilitowanych jest uzus (wynikający z przesłanek merytorycznych również) per panie profesorze! W żadnym wypadku docent, bowiem jak wspomniałem to jest konkretne określenie konkretnego STANOWISKA na uczelniach – do tego DOCENT NIE MUSI BYC DOKTOREM HABILITOWANYM. Capsy świadomie, czyli dyktuje to również czysta logika, na co naukowcy powinni być wyczuleni, a przy obecnych pogimnazjalnych tryndach sami powinni reagować i wychowywać ich, zwracając uwagę. Dość mamy wykształconych chamów. Jak piszą maile do poważnych naukowców?!!!! Jak do kolegi z piwiarni! Niech choć uczelnie będą ostoją konserwatyzmu i kultury oraz etyki, skoro świat wariuje.

  36. Zbigniew Rusek pisze:

    Ja bym proponował Panie Docencie. Wprawdzie stanowiska docenta na uczelniach już nie ma a w PAN też ono ulega likwidacji (a może uległo), ale było tak, że doktor habilitowany prawie zawsze dostawał stanowisko docenta. Warto pamiętać o tym, że doktor czy doktor habilitowany to są stopnie naukowe, natomiast profesor to jest tytuł naukowy (kiedyś był tytuł naukowy profesor nadzwyczajny i profesor zwyczajny), docent to zawsze było STANOWISKO (nie stopień naukowy, nie tytuł). Obecnie rozróżnienie PROFESOR NADZWYCZAJNY czy PROFESOR ZWYCZAJNY dotyczy stanowiska (jest stanowisko profesora nadzwyczajnego czy profesora zwyczajnego), przy czym profesor zwyczajny zawsze musi mieć tytuł profesora, podczas gdy profesor nadzwyczajny nie zawsze ma (może mieć, ale nie jest to obligatoryjne, natomiast konieczny jest stopień naukowy doktora habilitowanego). Oczywiście, gdy doktor habilitowany jest na stanowisku profesora nadzwyczajnego, ale nie ma tytułu profesora, zwracamy się do niego per „Panie Profesorze”. Gdy dr hab. jest na stanowisku adiunkta, można zwrócić się per „Panie Profesorze //Pani Profesor”, gdyż prawdopodobnie wkrótce będzie na stanowisku profesora oraz jest samodzielnym pracownikiem naukowym. Kiedyś było też stanowisko zastępcy profesora (to już historyczne czasy) i zwracano się do nich per „Panie Profesorze/Pani Profesor” a w istocie to byli raczej zastępcy docenta (zastępca profesora nie musiał mieć habilitacji).
    Jak piszemy na wizytówkach. Przykładowo ktoś ma stopień naukowy doktora habilitowanego, ale nie ma tytułu profesora i jest przez rektora uczelni (np Uniwersytetu Jagiellońskiego) zatrudniony na stanowisku profesora (nadzwyczajnego). Wtedy na wizytówce przyjęło się dr hab. prof. UJ Imię Nazwisko. Jeśli ma tytuł naukowy profesora dajemy Prof. dr hab. Imię Nazwisko.

  37. Zofia pisze:

    Napiszę jeszcze coś – jak sądzę – zabawnego: a dlaczego by nie zwracać się do doktoranta przez „panie doktorze/pani doktor”, w końcu stopnia doktoranta nie dostają wszyscy. Haaaaa:)

  38. doktor hab nie-profesor UJ pisze:

    Straszne, co Państwo piszecie. Na całymświecie grzecznościową forma jest „doktorze”. Do mojego ś.p. Profesora na konferencjach jego byli uczniowie, sami piastujący np. we Włoszech czy w USA stanowisko profesora lub ekwiwalentne, zwracali sie per „doktorze” i nikt sie nie obrażał, ba, słyszałem, jak do prof. Koja ktoś z zagraniczniaków zwracał sie per „doctor Koj”, choc Ów był juz wówczas rektorem. Tytułomania, rodem z PRL, odniośnie tytułów i stopni naukowych wzięła się stąd, iż (hehe, przepraczam Bracia Krakusi, zwłaszcza w Stołecznym Mieście Krakowie)…, iż był to substytut tytułów szlacheckich i urzędniczych: zamiast „panie radco, panie hrabio…,” nota bene z carsko-rosyjskiego przejętego od Niemców systemu, w Rosji Carskiej skomplikowanego, stopni (kategorii) urzędniczych, które były równocenne ze stopniami naukowymi, np. pan ekwiwalent-habilitowanego był radcą i automatycznie mógł zasiadac w odpowiednich ciałach kolegialnych etc. W PRL też kazdy chciał mieć coś przed nazwiskiem. Zasada jest taka, nie wiesz jak sie zwracać, zwracaj sie „doktorze” nawet do magistra. Ja jako student dostawałem odbitki prac na nazwisko często poprzedzane tytułem grzecznosciowym :””Dr”. osobiscie zwracam uwagę studentom, gdy tytułuja mnie „Panie Profesorze” a jeśli ktoś mówi „Panie Docencie”, odpowiadam „ależ doceniam, doceniam”.

  39. doktor hab nie-profesor UJ pisze:

    Dodam jeszcze, że wizytówek nie zamówiłem, nnie posiadam, nie potrzebuje, obywam się. Aha, a Krakusem jestem od 25 lat, ale NIE z dziada-pradziada.

  40. Student ex ante pisze:

    Zgadzam się co do tytułomanii, ale nie zgadzam się, że na całym świecie mówi się Pani doktorze. Tu już kolega przesadził …

  41. Alicja pisze:

    Rozumiem, że powyższa dyskusja odnosi się do zwrotów grzecznościowych werbalnych i półoficjalnych pisemnych. A jak w takim razie zwracać się do profesora nadzwyczajnego doktora habilitowanego w oficjalnych pismach, podaniach?

  42. Adam pisze:

    komedia: po pierwsze doktorem habilitowanym można być latami jeśli tylko taka wola wydziału, po drugie dr hab to doktor i nie ma powodu by tytułować wyżej, prof uczelniany to stanowisko, nie ma powodu by używać go jako tytułu.

  43. To co Pan Adam proponuje nie ma wiele wspólnego z etykietą.

Dodaj komentarz