Czy będziemy jeszcze gośćmi hotelu „Las Woda”? Część I

Nasza przygoda z tym hotelem zaczęła się w maju 2012 r. Wtedy znalazł się tam dla nas tylko pokój i wtedy wykryliśmy, że naszym lokum będzie apartament dla nowożeńców, jedyny z tarasem. Już tego roku spędziliśmy w nim kilka dni jesienią. Każdego prawie (chyba bez 2018) roku bywaliśmy w tym apartamencie. Gdy był zajęty przekładaliśmy przyjazd do hotelu tak, by trafić do niego.
Na tym tarasie wygrzewaliśmy się w słońcu wiosną i jesienią, jedliśmy, niekiedy, śniadania zamawiane do pokoju. Na nim wieczorami patrzyłem w rozgwieżdżone niebo i paliłem papierosy.

Hotel zaczął się rozbudowywać, zbudowano domek sześcioosobowy, nowy basen odkryty, obszerną część konferencyjną, w której, ku mojej radości, były dwie luksusowe palarnia. Zacząłem z nich korzystać w zimne poranki i wieczory. Menu restauracyjne nie było nigdy zachwycające (dobre były obiady serwowane na sposób bufetowy), ale wybór był spory i zawsze coś dla siebie można było znaleźć.

Rezerwacji dokonywałem zawsze w ten sposób, ze dzwoniłem kilka dni przed i rezerwowano mi apartament bez żadnych warunków, w trakcie tej rozmowy, jako stałemu gościowi.

Obsługa zawsze była profesjonalna, sympatyczna, życzliwa, grzeczna, a nawet serdeczna i uchylała nam nieba.

W tym roku po negatywnych przeżyciach z dwoma czterogwiazdkowymi hotelami w wakacje (opisałem to na blogu) pojechaliśmy (wczoraj) na 24 godziny do hotelu „Las Woda”.

I tu zaczął się nasz horror.

Najpierw zadzwoniłem do recepcji. Długo pertraktowałem, bo „nasz” apartament był zajęty (początkowo chcieliśmy w nim zanocować z czwartku na piątek) powtarzając, że chodzi o apartament z tarasem.
W końcu stanęło na nocy z poniedziałku na wtorek.
Tego samego dnia otrzymałem niejasnego maila z prośba o zaliczkę. Zadzwoniłem do recepcji, wyjaśniliśmy sprawę (dostałem 100 zł rabatu i nie wiem dlaczego). Mail, którego dostałem miał przycisk, który poprzez przelewy24 przekierował mnie na moje konto. Zapłaciłem. Następnego dnia dostałem maila od hotelu, ze nie zapłaciłem. Zadzwoniłem i po kilku minutach pertraktacji przekonałem recepcję, ze najlepiej będzie, gdy prześlę im mailem potwierdzenie wpłaty z mojego banku. Wysłałem im to potwierdzenie. Następnego dnia moja skrzynka wypełniła się jednobrzmiącym mailem w 5-9 egzemplarzach, że nie zapłaciłem zaliczki. Zadzwoniłem do recepcji, a oni powiedzieli, że to automat i że wszystko jest w porządku. Dostałem maila od Przelewów 24, że w dniu 15 października hotel dostał swojej pieniądze. Dostałem maila od hotelu, że przedpłata została dokonana.

Gdy już opuszczałem hotel dziś, czyli 22 października kazali mi zapłacić całą sumę. Powiedziałem, ze mają moje potwierdzenie, ze połowę już wpłaciłem. Kazali mi czekać i po jakimś czasie powiedzieli, że oni nie mają żadnych tego śladów na swoim koncie, a zatem muszę zapłacić całą sumę, a jak przyjdzie przelew ode mnie to mi zwrócą te pieniądze. Zapłaciłem dla świętego spokoju i tylko wyraziłem zdziwienie. Na to usłyszałem : „Takie są czasy” (ani słowa przeprosin).

To jednak nie wszystko.

Reszta będzie w kolejnym wpisie. Zapowiadając go powiem tylko, że bez słowa przeprosin otrzymaliśmy inny apartament bez tarasu i słońca oraz widoku. Moją uwagę, że zamawiałem apartament z tarasem pomięto milczeniem stwierdzając jedynie, ze nie mogę go zając, bo na tarasie kładzie się kafelki.

Cdn.

Opublikowano Recenzje i opisy hoteli | 3 Komentarze

Jak zdobyć w Polsce frykasy?

To jest kłopot. Nie jest to wcale łatwe.

Czasy mamy coraz bardziej sproletaryzowane.

Mieszkam w Warszawie, a zatem mam nieco ułatwioną sytuację.
Źródłem nadzwyczajnych frykasów, z których korzystam niestety od „wielkiego dzwonu”, są dla mnie trzy miejsca.

Kultowy „Bazar na Polnej”. Za komuny był to bazar dla dyplomatów. Wtedy chadzałem tam z żoną też „od wielkiego dzwonu”, by kupić prawdziwy wiejski biały ser i wędzonego łososia (który był prawdziwy, bo jeszcze nie było hodowlanego i nigdzie w Polsce nie był, poza takimi miejscami, dostępny). W latach dziewięćdziesiątych bazar zniszczono, a tym którzy na nim sprzedawali zaproponowano przeniesienie się do wybudowanego specjalnie na tę okazję budynku. Przeniosło się tam kilkunastu kupców. Coraz bardziej podupada, bo jest coraz mniej amatorów różnych frykasów. I tak np. jagnięcina, która jeszcze niedawno była w ciągłej sprzedaży teraz jest tylko na zamówienie.

Drugi kultowy bazar – „Bazar na Olkuskiej”, który istnieje od 2 lat i nawiązuje do tradycji „Bazaru na Polnej”. Powstał w starym warsztacie samochodowym i na miejscu skupu złomu. Ma nieco inne towary niż „Bazar na Polnej” i o wiele większy asortyment, Są tam, między innymi: najwyższej jakości wołowina, kurczaki i indyki zagrodowe, kaczki zagrodowe, jagnięcina, artykuły arabskie, z Francji, z Włoch, szeroki wybór nietypowych ryb słodkowodnych i morskich.

Trzeci punkt to rosyjski sklep Matrioszka, który niestety przeniósł się do Piaseczna (ale można tam kupować przez internet (może z wyjątkiem mrożonek). Sklep sprzedaje artykuły spożywcze z wszystkich prawie krajów, które wchodziły kiedyś do ZSRR, a więc z Rosji, Gruzji, Armenii itd.
Są tam więc praktycznie wszystkie gatunki kawioru, kraby i inne frutti di mare, rewelacyjne wędliny (kiełbasy typu salami), herbaty, dziesiątki gatunków po ręcznie robione z jagnięciny pielmieni i wiele innych towarów.

Opublikowano Stół | 2 Komentarze

Przykładowy brunch

Dziś, w związku z urodzinami żony, przygotowałem brunch dla całej rodziny. Miał miejsce o godz. 14,00. Składała się na niego zimna przystawka – moje wariancje na temat ryby po grecku (zamiast typowych dla takiej ryby warzyw były duszone razem: pomidory bez skórki pokrojone w kostkę, cebula, zielona część pora, papryka kremowa, zielona i czerwona, pokrojone w kostkę i ostro przysmażone cukinia i bakłażan, gotowane drobno podzielone brokuły – wszystko to przyprawione solą, pieprzem i sproszkowaną wędzoną słodką papryką); gorąca przystawka – ślimaki po burgundzku (w skorupkach z masłem czosnkowo-pietruszkowym); danie główne – plastry piersi bażanta przysmażone i duszone z suszonymi borowikami podane z smażonymi plastrami bakłażanów i papryki oraz smażonymi na maśle rydzami i małymi pyzami polanymi tłuszczem z przysmażonego tłustego, pokrojonego w drobną kosteczkę boczku, tymi kawałkami boczku, przysmażoną drobno pokrojoną czerwoną cebulą i drobno pokrojoną zieloną częścią pora.
Do tego było białe i czerwone wino, potem ciasta i kawa.

Opublikowano Stół | Otagowano | 4 Komentarze

Prywatność w hotelu Moran – widok z klatki schodowej, z miejsca, przez które przechodzą goście mieszkający na I piętrze

Opublikowano Recenzje i opisy hoteli | Dodaj komentarz

Klimatyzacja w hotelu Moran

Opublikowano Recenzje i opisy hoteli | Dodaj komentarz

Ozdoby w hotelu Moran

Opublikowano Recenzje i opisy hoteli | Dodaj komentarz

Ubiór dla przedszkolanki

O ten ubiór zapytała się Pani Katarzyna: Od września rozpoczynam pracę jako przedszkolanka. W związku z tym proszę o radę, jak się do tej pracy ubierać. Strój musi być nie tylko elegancki, ale też wygodny ze względu na specyfikę zajęć z dziećmi (większość przedszkolanek nosi jeansy, t-shirty i kapcie).

Najgenialniejszym pomysłem na taki i tym podobne okazje jest jest wymyślona przez Coco Chanel szmizjerka. Moje studentki szyły je sobie u wiejskich krawcowych. Wszystko zależy od typu i jakości materiału. Szmizjerka może być do pracy i na uroczystość (uszyta np. z materiału na męski wieczorowy garnitur). O jej uniwersalności decydują między innymi guziki z przodu. Zapięte wszystkie dają efekt bardzo oficjalny. Rozpinane od dołu i od góry przekształcają szmizjerkę w kreację na randkę lub na wieczór.

Opublikowano Etykieta biznesu (nstytucji), Ubiór | Dodaj komentarz

Jak w Rosji Sowieckiej

Spędziłem w Nałęczowie 48 pięknych dni. Niby miałem dużo czasu. To tylko tak się jednak wydawało. Nawet nie zdążyłem zrecenzować do końca hotelu Skipper w Rewie. W początkach sierpnia zaleźliśmy się w hotelu Moran nad jednym z najpiękniejszych jezior Wielkopolskich (gdzieś koło Konina), a jutro będziemy już w Augustowie na 10 dni.

Te wakacje, choć piękne jakoś mnie zdołowały.

Jest taka znana satyryczna powieść radziecka pt. „12 krzeseł”. Jej główny bohater jest również bohaterem powieści tych samych autorów pt. „Wielki kombinator”. W jednej z tych książek (nie pamiętam już w której) ten wielki kombinator wchodzi w posiadanie walizy pieniędzy i wtedy okazuje się, że nie ma co z nimi zrobić (są lata dwudzieste XX w., początki Rosji Sowieckiej): hotele są zajęte, w restauracjach w menu byle co, w sklepach podstawowe tanie produkty.

Tak samo ja poczułem się w Polsce w te wakacje. Nie byłem zadowolony z restauracji i zaopatrzenia w Nałęczowie i w okolicach (między innymi Kazimierz nad Wisłą). W innych jednak rejonach Polski było o wiele gorzej (nie biorę pod uwagę dużych miast takich jak Poznań czy Gdynia). Szczególnie zaszokowała mnie swoim ubóstwem Wielkopolska. Nałęczów jawił mi się teraz jak jakaś kraina obfitości.

Chyba w przyszłe wakacje na nim poprzestanę.

Hotel Moran to nowoczesny, młody (ma niecałe 10 lat) hotel czterogwiazdkowy, który ma (co rzadkość w Polsce) fizycznego właściciela (małżeństwo). Położony jest przepięknie w lesie na cyplu wielkiego i czystego jeziora. Mogłaby to być bajka, Arkadia. Jest smutny PRL lux (tak to trzeba by nazwać).
Struktura budynku taka jak w hotelu Skipper (połowa pokoi z widokiem na parking pełen samochodów; w tym kilka pokoi przy restauracji – hałas wywietrznika i kuchenny smród).
Balkony i tarasy oddzielone od siebie ściankami z matowego szkła (nie widzimy sąsiadów, ale ich słyszymy).

Jedyne wyjście bezpośrednio na jezioro przez restaurację (potrącamy gości jedzących w restauracji, bo stoliki ustawione gęsto od ściany do ściany).

Drugie wyjście na około przez parking.

Teren piękny, ale pozbawiony ławek i leżaków. Leżaków nie ma na wyposażeniu i nie można ich wynająć. Na plaży (jakieś 200 metrów od hotelu) kilkanaście leżaków, parasoli i stoliczków ścieśnionych jeden przy drugim i oddzielnych liną od pozostałej części plaży.

Trzy pomosty (a powinno być co najmniej pięć). Jeden malutki przy plaży bez leżaków i ławek. Dwa jako przystań dla żaglówek i miejsce do łowienia ryb (na stojąco).

Na całym terenie dwa miejsca na śmieci. Na środku pięknego trawnika wielki plastikowy kubeł na śmieci, przy plaży trzy kubły (na szkło, papier i pozostałe). Stąd na terenie pełno niedopałków i śmieci, które od czasu do czasu zbierał jeden pracownik).

Na bramie tabliczka, że to teren prywatny i wstęp 20,00 zł (płatne w recepcji). W praktyce w sobotę i niedzielę wtargnął na teren kilkusetosobowy tłum nie przejmując się napisem i zajmując leżaki.

Na stronie internetowej majstersztyk autoreklamy. Oto on: „Miłośników wypoczynku nad wodą zapraszamy na pomosty kąpielowe nad jeziorem. Nad ranem swoją oazę spokoju znajdą tu pasjonaci wędkarstwa, a po południu plaża wypełni się amatorami kąpieli i opalania”.

Amatorów kąpieli było wielu, ale nie było ani ratownika (najbliższa plaża z ratownikiem w Przybrodzinie 2 km od hotelu) ani kąpieliska. Przy plaży ze sto metrów od brzegu wody po kolana, a potem bagniste dno. Nikt w zasadzie tam nie pływał. Zdeterminowani amatorzy kąpieli skakali do wody z pomostów dla wędkarzy i żaglówek (tam od razu była głębia).

Przy plaży kawiarenka ze słodyczami dla dzieci, kawą w papierowych kubkach (12 zł za sztukę), lodami, zapiekankami i piwem. Nędza, jeśli porównać z hotelami posiadającymi takie kawiarenki (gdzie jest szeroki wybór w tym potraw z grilla).
Wygląd restauracji przypominał Mac Donalda. Uroku dodawały jej jednak wyrwane z sufitu panele (na wystających drutach powieszono bombki z niemalowanego szkła).

Na stronie internetowej hotelu czytamy: „Prawdziwe są opinie naszych gości i klientów, że kuchnia restauracji Panorama nie ma sobie równych w szerokiej okolicy. Dbamy o to niezwykle skrupulatnie”.

2 km od hotelu jest restauracja „Nad jeziorem”, która w ilości i jakości dań przewyższa restaurację hotelową wielokrotnie. Kto mi nie wierzy niech przejrzy menu restauracji hotelowej na jej stronie internetowej.
Byliśmy raz w tej restauracji (potem stołowaliśmy się w restauracji „Nad jeziorem”).
Żona zamówiła szczawiową (22 złote) i sandacza (55 zł), a ja krewetki królewskie (49 zł) i sandacza.

Spytałem się żony co wnosi do szczawiowej jajo przepiórcze i wędzony pstrąg. Jej odpowiedź była: „za mało jajek, a pstrąg pasuje tu jak pieść do nosa”. Całe krewetki wymieszane były z całymi zielonymi liśćmi, plasterkami czosnku i kawałkami bardzo ostrej papryczki chili. Moja opinia: takie sobie – uważajcie na to chili (od pewnego momentu odrzucałem papryczki).
Żona po zjedzeniu sandacza stwierdziła: „Zwykła domowa zapiekanka z resztek z przewagą kartofli. Czy na pewno był w niej sandacz?”

Zasada kuchni „tradycyjnej”: takie szlachetne potrawy jak smażony sandacz z niczym się nie miesza ani niczym nie polewa.

Były tam dwa małe przypalone kawałki sandacza.

Tak na marginesie: sandacz już nie jest taki szlachetny. Można go znaleźć prawie w każdej restauracji, bo to dziś ryba hodowlana. Szlachetny pozostaje dziki sandacz.

Śniadanie było w sali o nazwie „dining room”. Nazwałbym to raczej stołówką. Brudna podłoga, stoliki najtańsze (ze sklejki; to samo co w hotelu Skipper) bez obrusów z plastikowymi nakładkami (ale za to z metalowymi kubełkami na śmieci), gołe ściany. Śniadanie każdego dnia było dokładnie takie samo i takie sobie. Urozmaiceniem były różne braki. Jednego dnia nie dowieziono bułek i jogurtów, innego zabrakło arbuza. Ciekawostką była zimna kaszanka krojona w cienkie plasterki.
Urozmaiceniem była zabawa: znajdź keczup do parówek. Jednego dnia stawiano go przy parówkach, innego na końcu sali przy ciastach, a jeszcze innego pośrodku przy marynatach.

Elementem rozrywki był napis przy wyjściu z restauracji: „za jedzenie wyniesione na talerzyku deserowym płacisz 30 zł, a za napój wyniesiony 12 zł” (najbardziej śmieli się z tego ci, którzy co ranka wynosili jedzenie na dużych talerzach i za nie nie zamierzali nikomu zapłacić i nie płacili).

Sala ta miała duży taras, ale drzwi na ten taras były zamknięte.

Pierwszego dnia był wielki tłok i musieliśmy z żona usiąść przy stole sześcioosobowym z obcymi ludźmi. Drugiego dnia ludzi było jeszcze więcej, ale tłok był mniejszy, bo otwarto kolejną salę jadalną. Następnego dnia ją znowu zamknięto.

Już w tym momencie widać było zasadę panującą w hotelu: „Dbajmy o komfort pracowników. Co nas obchodzą goście”.

Funkcjonowanie tej zasady widać było np. w przypadku basenu krytego. Miał on dwa piękne wybiegi na świeże powietrze i zespól przygotowanych na nie leżaków. Pomimo 30 stopni w cieniu wybiegi był zamknięte, a leżaki można było podziwiać przez szybę.

Hotel miał 7 kategorii pokoi: 1. z okami na parking bez balkonu; 2. z okami na parking z balkonem; 3. większe z wyjściem na trawę od strony jeziora (każdy mógł wejść do takiego pokoju przez to wyjście lub przejść pod nim); 4. z oknami na jezioro z balkonem; 5. liczące 35 metrów kwadratowych dwa junior suit (jeden z balkonem, drugi z tarasem), jeden apartament (40 metrów) i jeden grand apartament (45 metrów).

Ciekawostką są tu apartamenty, których nie zlokalizowałem. W ich opisie na stronie internetowej hotelu nie ma informacji o widoku na jezioro, a taka informacja jest przy wielu pokojach. Zapewne są one z widokiem na parking albo jeszcze coś innego (znam hotel, w którym apartamenty mają widok na…. salę restauracyjną, są w środku budynku i ich mieszkańcy nie mogą się na podstawie widoku zorientować czy jest dzień czy noc).

Jestem dumny z wyboru pokoju na podstawie analizy strony internetowej. Wybrałem najlepszy pokój (junior suit na pierwszym piętrze), który miał okna na dwóch ścianach, oba z widokiem na jezioro i taras w kształcie litery L, co powodowało, że zawsze na jednym tarasie było słońce, na drugim cień. Wyjście na jedną stronę było co prawda nieco zablokowane przez okrągłe łoże (przechodziło się tam przez wyjście na drugiej ścianie). Pokój był duży. W momencie zajęcia go przez nas nie paliło się lampka przy wejściu (trzeba było po omacku manipulować kartą otwierającą drzwi), nie paliła się lampka na biurku, nie paliła się jedna z lampek przy łożu i nie funkcjonowała lodówka. Po mojej interwencji wymieniono lodówkę i wkręcono żarówkę do lampki na biurku. Reszta pozostała bez zmian do końca naszego pobytu.

W recepcji posługiwały młode kobiety i jeden mężczyzna. Mężczyzna był kompetentny. Kobiety (a raczej młode dziewczyny) albo nie wiedziały nic ( „Nie jestem stąd” – odpowiedź na moje pytanie dotyczące dojścia do najbliższej miejscowości) albo wpadały, zapytane, w panikę i potrafiły tylko przeczytać jakiś tekst z kartki. Gdy jedną z nich zapytałem o Mszę św. w pobliskim kościele o mało nie zemdlała, a następnie przeczytała mi z kartki, że Msze św. są w okresie od października do kwietnia w następujących godzinach. Gdy zwróciłem jej uwagę, że mamy sierpień, a on nie mieści się w podanym przez nią podziale czasowym przeczytała mi czytany już tekst jeszcze dwa razy.

W tym kontekście hotel Skipper zaczął mi się jawić w dużo lepszym świetle, ale i tak obu hotelom nie dałbym więcej niż dwie gwiazdki.

Opublikowano Recenzje i opisy hoteli | Dodaj komentarz

Toast na weselu

Ten problem zgłosił Pan Tomasz Wesołowski: Szanowny Panie Doktorze,
jako świadek Pana Młodego na weselu mojego przyjaciela chciałbym wznieść toast wśród wszystkich gości. W jaki sposób przygotować się do takiego toastu? Jakie obowiązują zasady toastu na weselach, jak i toastu w ogóle?

Toast wznosimy w odpowiednim momencie (np. w trakcie posiłku pomiędzy jednym daniem a drugim; nigdy w trakcie jedzenia gorącego dania).

Wstajemy. Mówimy, że chcemy wznieść toast. Wygłaszamy krótkie przemówienie, które kończymy słowami (i wtedy bierzemy do ręki kieliszek z tylko z czerwonym winem lub szampanem): „Wznoszę toast za…”

Opublikowano Stół, Ślub i wesele | Dodaj komentarz

Savoir vivre i golenie się

Ten problem poruszył Pan podpisujący się jako XYZ: Co SV mówi na temat golenia się? Co mówi na temat golenia u barbera? Oczywiście, oprócz tego, że należy szukać najwyższej jakości materiałów i usług.

Podręczniki savoir vivre przypominają panom, których zarost szybko rośnie, by golili się dwa razy dziennie (np. zabierali do pracy elektryczna maszynkę do golenia).

Jeśli ktoś chce zapuścić brodę musi pamiętać o tym, że należy ją starannie (i profesjonalnie) pielęgnować. I tu barber jest jak znalazł.

Opublikowano Wygląd | Dodaj komentarz

Ile powinniśmy mieć muszek

W tym samy kryminale (co we wpisie poniżej) bohater wchodzi do sklepu odzieżowego i kupuje 10 muszek, a jedną od razu zakłada.

Opublikowano Ubiór | Otagowano | 10 Komentarzy

Jak się kupuje obrazy

Czytam teraz w ogrodzie (podczas największego upału) kryminał Francisa Durbridge`a z 1957 r. pt. „tajemnica Betty Tyler”. W pewnym momencie główny bohater wchodzi do sklepu z obrazami. Sprzedawca, gdy zauważa, że zainteresował go jeden z obrazów proponuje mu, że zawiezie obraz do jego domu na 1-2 dni, by mógł go przymierzyć w którymś z pokojów. Nasz bohater nie che tego.

Sprzedawca proponuje zatem powieszenie obrazu w przymierzali i pyta go jaki ma kolor ścian w salonie. Ten mówi: „indygokarmin”. Sprzedawca powoduje, że ściana w przymierzalni ma taki kolor i wiesza obraz.

Nasz bohater stwierdza: „Teraz widzę, co jest nie tak. Rama. Kłóciłaby się z meblami. Mam prawie same antyki”.

Następnie mówi: „Wolałbym trochę ozdobniejszą ramę. I wydaje mi się, że odrobina głębi w oprawie spotęguje efekt trójwymiarowości malowidła”.

Przechodzą do drugiego pomieszczenia, gdzie są setki ram. Nasz bohater wybiera „szarą ramę w złote cętki, dające poszukiwany efekt głębi”.

Dowiaduje się, ze obraz w tej ramie zostanie dostarczony do jego domu „na początku przyszłego tygodnia”.

Opublikowano Malarstwo i savoir vivre, Savoir vivre i literatura, Savoir vivre i sztuka | Dodaj komentarz

Absurdalna struktura budynku hotelowego

Obiecałem w połowie lipca, że poznęcam się nad hotelem Skipper w Rewie. I tu zaczynam to znęcanie się.

Hotel Belweder w Ustroniu Zdroju, drugi na mojej liście najlepszy polskich hoteli został tak zaprojektowany, że wszystkie pokoje mają balkony lub tarasy odseparowane szczelnie od siebie i wszystkie mają najpiękniejszy (zapierający dech) widok (wszystkie pokoje mają okna na jednej ze ścian hotelu).

Hotel Skipper ma okna na wszystkie cztery strony. Jedna szeroka strona hotelu i jedna wąska mają widok na morze. Jedna wąska strona ma widok na parking pełen samochodów (plus hałas wywołany przez te samochody i smród spalin). Jedna szeroka strona hotelu ma widok na uliczkę pełną zawsze hałaśliwych i ciekawskich ludzi i najbliższe (nieładne) zabudowania.

Balkony i tarasy nie są albo w ogóle oddzielone od siebie albo oddzielone są tylko wręcz symbolicznie. Wszystko zatem widać, słychać i czuć.

Jedna szeroka strona hotelu ma na pierwszym piętrze wspólny taras a ba drugim balkony wychodzące na ten taras. Sytuacja dla gości jest potencjalnie (i okazuje się, że i faktycznie) tragiczna. Ten tragizm można by jeszcze ograniczyć, gdyby spełnione zostały dwa warunki: taras zostałby podzielony na strefy przynależne do poszczególnych pokojów i to w taki sposób, by gość ze swojej strefy nie mógł przejść do innej strefy; zachowanie gości zakłócające spokój innych gości byłoby natychmiast pacyfikowane przez obsługę.

Warunki te jednak nie zostały spełnione.

Dodatkowym czynnikiem pogłębiającym horror była klasa gości. Można odnieść wrażenie, że w hotelu tym zbierają się goście, których już nie wpuszcza się do innych, porządnych hoteli.
Goście z drugiego piętra rzucali palące się niedopałki papierosów na taras poniżej. Cud, że nikt nie został poparzony czy nie stracił oka.

Goście z pokojów pierwszego piętra włóczyli się po całym tarasie wkraczając w strefy innych pokoi, wrzeszcząc pod nimi, „zapuszczając żurawia”, zabierając meble tarasowe (krzesła, stoliki, leżaki), pijąc alkohol i potem zataczając się po całym tarasie, próbując, niekiedy, wtargnąć do innych pokoi (w zamroczenie nie wiedzieli, które drzwi są ich), klnąc, rozsiadając się pod innymi pokojami.

Trzeba było wciąż interweniować w recepcji, co przynosiło pewne, ale ograniczone efekty.

Opublikowano Hotel, Recenzje i opisy hoteli | 1 komentarz

Plastiki, sport i elegancja

Pan Makary napisał: „Oczywiście na najwyższej półce plastiku nie ma.”
Śledzę Pański blog od wielu lat i mam wrażenie, że dla Pana tworzywa sztuczne to samo zło. Mam w związku z tym pytanie:
1. Z jednej strony naturalne jest lepsze od sztucznego. Zazwyczaj, prawie zawsze, to prawda. W życiu nie założyłbym koszuli w tworzywa, a nawet z dodatkiem tworzywa sztucznego. To samo tyczy się marynarki, spodni et caetera.
2. Jednak z drugiej strony czasami „najwyższa jakość” oznacza właśnie tworzywa sztuczne. Każdy, kto uprawia jakąś aktywność fizyczną wie, że sztuczna koszulka przeciwpotna jest (niestety) o niebo lepsza od jej odpowiednika z wełny merynosów. To samo dotyczy odzieży przeciwdeszczowej, butów.
Mamy więc dwa, sprzeczne ze sobą, podejścia: naturalne-sztuczne versus najwyższa jakość-kompromisy. Jak wybrnąć udając się na wycieczkę rowerową, wyprawę w góry czy choćby na spacer z psem?

W świecie sportu nosi się tzw. stroje treningowe, których charakter ma być podporządkowany sportowym celom. Pisząc: „Oczywiście na najwyższej półce plastiku nie ma.” miałem, oczywiście, na myśli stroje, które zakładamy w trakcie kontaktów służbowych i życia towarzyskiego.
Nie neguję zatem, że plastiki w niektórych sytuacjach sportowych, roboczych przewyższają to co naturalne, ale pamiętajmy, że w perspektywie użyteczności, a nie piękną czy elegancji.

Na spacer z psem poszedłbym jednak ubrany elegancko.

Opublikowano Elegancja | 2 Komentarze

Nowobogaccy i savoir vivre


Adam Nam napisał: Proste pytanie o filozofię SV. Czy znając człowieka, który spełnia wyśrubowane warunki przynależności do klasy średniej (parę razy je Pan opisywał: m. in. odpowiedni dochód, majątek, brak długów, wolny czas, wykształcenie, obycie w towarzystwie) powinniśmy go namawiać na egzystencję zgodną z SV (które zna, ale którego nie prowadzi), czy nie powinniśmy raczej podejmować tematu, skoro ten człowiek kiedyś wybrał inaczej? Mam na myśli sytuację, znaną mi zresztą osobiście, gdy ktoś taki uważa, że zasady SV są zbyt męczące, jemu się nie chce ich przestrzegać, a ponieważ i tak ma, co chce (stać go na to) i ma, co lubi (jest świadomy swoich gustów, ma też porównanie), to jest to jego w pełni świadomy wybór.

Tak, to jego wybór. Kiedyś taki człowiek był nazywany nowobogackim. Nie potrafił jeszcze wejść w świat najwyższej jakości. Ludzie jednak dojrzewają. Oczywiście warto im w tym pomagać i powiększać tym samym świat savoir vivre.

Opublikowano Filozofia savoir vivre | Dodaj komentarz

Szlacheckość i szlachetność

Szlacheckość i szlachetność

O tym pisze Konrad Włodarski: Jaki jest związek i różnica między szlachetnością a szlacheckością.
Szlachetność jest to stan społeczny obdarzony dziedzicznym prawem własności ziemi i przywilejami nadawanymi przez władców.
Natomiast Szlachetny to ktoś najwyższej jakości. Ktoś otaczający się wszystkim najwyższej jakości.
Mam jeszcze pytanie czy osoba szlachetna otacza się wszystkim najwyższej jakości ponieważ to go uszlachetnia czy dla własnej przyjemności.
A może szlachetny to osoba Dzielna etycznie rozumianego jako cnota?
Cnota jest to zdolność do czynienia rzeczy dobrych etycznie. A dobro to z kolei to co służy człowiekowi.

Szlachta to była warstwa społeczna, której celem ideowym było realizowanie szlachetności. W praktyce to oczywiście nie zawsze wychodziło. To był jednak uznawany ideał, wartość.

Szlachetność ma kilka wymiarów.

Pierwszy z nich dotyczy wnętrza człowieka i charakteru jego działań – to oczywiście dzielność etyczna – zespól cnót – mamy być najwyższej jakości.

Dla tego, który jest najwyższej jakości wszystko co używa, z czym się kontaktuje powinno być najwyższej jakości – bo jego życie ma być szlachetne – najwyższej jakość. To oczywista konsekwencja.

Jesteśmy najwyższej jakości (wielcy) i nasze życie powinno być wielkie.

Gdy jesteśmy mali i nasze życie jest małe.

To różnica, między innymi pomiędzy Mozartem a disco polo, hod dogiem i pieczonym bażantem itd.

Opublikowano Filozofia savoir vivre | Dodaj komentarz

Okulary jako biżuteria

Problem okularów poruszyła Pani Jagoda: Szanowny Panie Doktorze, przeczytałam Pana dotychczasowe wpisy dotyczące okularów, niebawem będę wybierać nowe oprawki do okularów i chciałabym aby spełniały one wszystkie kryteria s-v – mam więc pytanie i proszę o uściślenie: czy oprawki powinny być w całości metalowe (przyjmując jako kryterium s-v jakość materiału) czy też dopuszczalne jest aby były w większości metalowe z niewielkim plastikowym elementem (który ma bardziej funkcję łączącą i nie jest zbytnio rzucający się w oczy)?Niestety trudno znaleźć oprawki dla kobiety, które są bez głupich wzorów, napisów, ornamentów, krzykliwych kolorów i obawiam się, że być może takich w 100% idealnych może nie uda się znaleźć – z tego powodu pytam o dozwoloną granicę tolerancji odstępstwa od zasad s-v.

Okulary to typ biżuterii. Powinny zatem być arcydziełem sztuki. Mogą mieć w sobie bardzo różnorodne elementy, w tym kamienie szlachetne.

Mogą jednak biżuterią nie być. Powinny jednak kolorystycznie pasować do ubioru (np. czerwone do czerwonej sukienki, białe do białej). Powinniśmy zatem mieć ich wiele.

Jeśli chcemy mieć tylko jedne powinny pasować do każdego typu ubioru. Najbardziej pasują do wszystkiego metalowe w kolorze srebrnym.

Powinny wyglądać elegancko. Jeśli zatem mają jakieś plastikowe elementy, a to ich elegancji nie zakłóca wszystko jest w porządku.

Oczywiście na najwyższej półce plastiku nie ma.

Opublikowano Dodatki kobiece | Otagowano | 2 Komentarze

Jak wybrać dobry hotel na wakacje?

Takim problemem zainteresowała się Pani Marta: Ciekawa jestem w jaki sposób wybiera Pan hotele na pobyty wakacyjne, jakimi kryteriami się Pan kieruje przeglądając oferty w internecie i jak broni się Pan przed zmanipulowanymi opiniami. W październiku wybieram się na dłuższy pobyt nad polskie morze i ta wiedza mogłaby się mi (oraz zapewne innym czytelnikom) przydać.

Doświadczenie nauczyło mnie, że to zawsze będzie loteria i ryzyko.

Przykład. Pensjonat (a w istocie hotel) „Victor” w Jastrzębiej Górze wybraliśmy z żoną pewnego roku na przyszłe wakacje jedząc posiłek w jego restauracji, rozmawiając z obsługą i oglądając budynek i działkę ze wszystkich stron. W głowie na nie powstało, że przez apartament będzie szła hucząca w godzinach 10,00-22,00 rura z restauracji, która z dachu będzie dodatkowo pluć na nasz taras kuchennymi wyziewami.

Oczywiście można to ryzyko minimalizować analizując stronę internetową hotelu (ważne jest też to czego na niej nie ma), analizując mapę i fotografie (w tym satelitarne) okolicy, przesłuchując kilkakrotnie telefonicznie recepcję (również w kwestii wesel i innych imprez).

Przykład. Analizując stronę jednego z atrakcyjnych hoteli wakacyjnych wykryłem, że nie ma na niej zdjęcia frontu hotelu. Na mapie zobaczyłem tam drogę. Powiedziałem do recepcjonisty: „To bardzo ruchliwa szosa”. Odpowiedział: „Tak. Niestety”.

Mój znajomy wybrał hotel idealnie, ale nie mógł zdobyć informacji, że w tym czasie będzie w nim odpoczywać z rodzinami jedna z mafii. Mafia była bardzo hałaśliwa i wulgarna, a wszystkim droższe było życie i nikt nawet nie udawał, że mafię będzie chciał spacyfikować.

Zimą pojechaliśmy z wnukami do hotelu nastawionego na dzieci usytuowanego kilkanaście kilometrów od morza. Przeanalizowałem szczegółowo wszystkie dane. Hotel okazał się super. Co do jednego się nie potwierdziło (wpadka mogła być wielka, ale wyszło na dobre). Wybrałem mianowicie pokój z tarasem i zacząłem przesłuchiwać szczegółowo recepcjonistkę na temat: co widać z tarasu? Jakoś nie mogłem się dogadać i zacząłem jej zadać pytania typu: czy widać tory kolejowe? Miasto? Szosę? Odpowiadała: nie. Zapytałem: Las? Nie była pewna. Powinienem odczekać i przesłuchać drugą recepcjonistkę albo jakiegoś managera. Nie chciało mi się. Na miejscu okazało się, ze z tarasu widać wyłącznie ślepą ścianę drugiego hotelowego budynku. Efekt był taki, że był to jeden z trzech najbardziej cichych pokojów hotelu, a na widoku zimą tak bardzo nam nie zależało tym bardziej, że bardzo mało czasu spędzaliśmy w pokoju.

Co jest ważne obok zwykłych standardów hoteli wysokiej klasy i bezpośredniego sąsiedztwa hotelu oraz widoku z okna (może być np. na parking lub, kilka takich spotkałem, do środka restauracji; na Zachodzie zdarzają się pokoje bez okien lub z oknami w suficie)?

Wiele rzeczy.

Np. czy okna pokoju sąsiadują z wyjściem z restauracji lub oknami kuchni restauracyjnej (hałas, smród); czy korytarz, z którego wchodzi się do pokoju jest jakimś ciągiem komunikacyjnym, np. do restauracji lub na basen czy jest „zaułkiem”; czy w danym czasie są imprezy lub konferencje (pytamy się ewentualnie o nazwy firm i dla kogo jest szkolenie).

Raz zapytałem czy hotel nad jeziorem ma swoją plażę i kąpielisko. Odpowiedź recepcjonistki była zdecydowana: ma. W istocie hotel miał plażę, ale nie miał kąpieliska i do kąpieliska było 1 km kajakiem lub 3 km piechotą. Przez 7 dni nabyliśmy (z uśmiechem) kondycji. Powinienem być bardziej podejrzliwy.

Wypytując się recepcję w jednym z hoteli byłem pewny, że mnie okłamują co do standardu hotelu, ale prześledziłem historię budowy hotelu i doniesienia prasowe i wykryłem, że ma luksusową przybudówkę od pół roku. Zażądałem pokoju w tej przybudówce i okazał się rewelacyjny z tarasem i najlepszym widokiem (pokoje w starej części miały standard komuny).

Opublikowano Hotel | 1 komentarz

Jaki powinien być kolor damskiego portfela?

O tym napisała Pani Anna: Chciałabym zapytać, czy kolor damskiego portfela powinien być taki, jak kolor torebki? Czy do torebki ze skóry saffiano należy dobrać portfel także z takiej skóry, czy niekoniecznie?

Męski portfel musi być dobrany kolorem do butów i paska, a zatem brązowy lub czarny.

Kobiety, również w sytuacjach oficjalnych używają też innych kolorów butów (i torebek). Ich portfele, portmonetki, etui na okulary i same okulary powinny być pod kolor butów i torebek.

Ważny jest też typ materiału, z którego zrobione są buty. Zamszowe brązowe buty to zamszowa brązowa torebka, ale portfel niekoniecznie (gdy będzie najwyższej jakości będzie z litej skóry, ale też w odcieniu brązu).

Opublikowano Dodatki kobiece | Dodaj komentarz

Kolejność wysyłania maili służbowych

Ten problem poruszył Pan Chris: Wczoraj dowiedziałem się, że u mnie w pracy są menadżerowie, którzy zwracają swoim podwładnym uwagę, żeby wysyłając e-maila do innych pracowników firmy umieszczali adresatów w kolejności wagi ich stanowiska w firmie (np. „Do: pan.prezes@firma.com, pan.wiceprezes@ firma.com, pan.dyrektordosprawczegoś@firma.com” – w żadnym wypadku w innej kolejności). To tylko fanaberia czy jest coś na rzeczy z punktu widzenia savoir vivre i etykiety biznesu?

To jedyne słuszne rozwiązanie tak jak kolejność powitania gości, którzy przybyli na jakąś uroczystość. Hierarchia i wynikające z niej stopniowanie szacunku zawsze być musi.

Opublikowano Komunikacja | Otagowano | Dodaj komentarz